[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zacisnęła dłonie na jego ręce, zatrzymała go. Przytknął pistolet do jej policzka.
- Boisz się? Boisz się, Jenny... co? - Pochylił się nad nią, popchnął na podłogę. - No,
chodz, mała - mówił śpiewnie. Czuła, jak robi się coraz twardszy, uderza ją rytmicznie. - No
chodz, no chodz, no chodz. Pro-ooszę... Troy..." - Szamotał się teraz z klamrą własnego pa-
ska. Usłyszała brzęk i pospieszne ściąganie spodni.
Zaciskała i rozluzniała dłonie. Złapie dokładnie w najboleśniejsze miejsce i wykręci z ca-
łej siły. Lufa dotykała teraz gardła Jenny. Troy oblizywał jej usta.
- Lubiłaś to. Pamiętasz? - szepnął. Wsuwał teraz język między jej wargi i wyjmował.
Chrząknął, naparł na nią całym ciałem i usiłował wcisnąć dłonie w jej dżinsy.
Napięła się, gotowa do uderzenia.
Nagle boczne drzwi furgonetki się otworzyły. W ułamku sekundy Troy wyleciał w górę,
jakby nagle nauczył się fruwać. Jenny zerwała się na kolana i rzuciła się za nim.
Hunter trzymał Troya za kark i był o krok od uduszenia go.
Rozdział 19
Hunter... - Jenny wysuwała się z auta. Widziała tylko białka oczu Troya. Spodnie miał
opuszczone do kolan. Zamarła, słysząc niski, morderczy charkot. To Benny. Stał sparaliżo-
wany widokiem człowieka, który go skrzywdził.
- Hunter - powtórzyła. - Proszę cię...
- Zabił moją siostrę.
- On wie, gdzie jest mój syn.
Przez moment nic się nie działo. Potem Hunter powoli rozluznił palce lewej ręki zaci-
śnięte na szyi Troya. Patrzył na niego długo, obserwował ciężko unoszącą się i opadającą klat-
kę piersiową. Niech jeszcze trochę pożyje. Pod Troyem ugięły się kolana. Hunter ścisnął go
jedną ręką i przytrzymał na miejscu. Benny siedział obok, groznie odsłaniając zęby i wydając
nieustanny, głęboki bulgot. Sierść na karku zjeżyła mu się jak szczotka.
Troy oprzytomniał; kaszlał teraz i macał gardło. Jenny pomyślała o pistolecie leżącym
gdzieś w furgonetce.
- Tylko się rusz, a Benny rozszarpie cię na kawałki. A ja sobie popatrzę - odezwał się
Hunter.
- Udusiłeś mnie - jęknął Troy.
Odpowiedziało mu warknięcie Benny'ego i lodowaty uśmiech Huntera.
- Najwyrazniej jeszcze nie dość dobrze.
- Gdzie jest Rawley? - spytała Jenny.
Troy rozejrzał się. Widać było, że myśli o ucieczce. Popatrzył w dół, na spodnie kompro-
mitująco oplatane wokół kostek, ale kiedy tylko ruszył ręką, żeby je podciągnąć, Benny zaci-
snął zęby na jego nadgarstku.
- Powiedz jej, gdzie jest dziecko - zażądał Hunter.
- Zabierz ode mnie tego cholernego psa. Jenny złapała Benny'ego za obrożę.
- Chodz, mały. Chodz. - Drżała z ulgi. Jak dobrze, że jest Hunter. Jak dobrze.
Troy podciągnął spodnie; chwiał się lekko. W ułamku sekundy rzucił się do otwartych
drzwi samochodu.
- Pistolet! - krzyknęła Jenny. W tym samym momencie Benny wyrwał się z jej ręki i po-
tężnym susem skoczył za Russellem.
Hunter tuż za nim.
W furgonetce rozległ się strzał. Jenny widziała jedynie zwisające z auta nogi Huntera.
- Benny... - szepnęła przerażona.
Hunter powoli wysunął się na zewnątrz. Pokręcił głową. Jenny poczuła łzy w oczach.
Podszedł do niej, odgarnął jej włosy z twarzy i uśmiechnął się łagodnie.
- Nie - mruknął. - Benny złapał go za gardło i ten sukinsyn postrzelił się w stopę.
Trzy godziny pózniej Troy, pilnowany przez policję, czekał w Szpitalu St. Vincent na
operację zranionej nogi. Hunter i Jenny zostali w holu.
Tam znalazł ich sierżant Ortega i natychmiast wysłał Huntera do gabinetu zabiegowego
na opatrzenie ran. Jenny siedziała na krześle, splatając i rozplatając dłonie.
- Znajdziemy Rawleya - zapewnił sierżant.
Przeprosiła i poszła zobaczyć się z ojcem. Mógł już siadać i czuł się odrobinę lepiej. Na-
talie usadowiła się w fotelu obok, z lekko skrzyżowanymi nogami, elegancka i opanowana.
- Jenny? - Allen patrzył na nią zaniepokojony.
- Nic mi nie jest. - W możliwie najkrótszy sposób opowiedziała im o ostatnich wydarze-
niach. Słuchali uważnie, nie spuszczając z niej wzroku.
- Czy to Russell? - spytał ojciec, kiedy skończyła.
- Co takiego? Pokazał na jej twarz.
Dotknęła policzka i poczuła pod palcami rosnący obrzęk w miejscu, gdzie ją uderzył.
- Och...
- Oby zgnił w piekle - mruknął Allen.
- Nie powiedział nam, gdzie jest Rawley. Nawet Benny nie mógł go do tego zmusić.
- Znajdą go - Allen powtórzył zapewnienia Ortegi. Jenny uśmiechnęła się blado. - Jak
się czuje Calgary? - spytał szorstko, jakby dopiero sobie o nim przypomniał.
- Jest w gabinecie zabiegowym.
- Jenny...
- Nie mów mi, co mam o nim myśleć. Sama wiem. Kocham go i nic, co powiesz, tego nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]