[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciężkie przeżycie. Myślisz sobie, pójdę i usiądę w salonie. Gdy otwierasz drzwi,
słyszysz dzwięk, jakby ktoś sobie o czymś nagle przypomniał, a gdy wchodzisz,
Emily stoi w oknie, cała zaaferowana tym, co się dzieje po drugiej stronie ulicy, a
twój przyjaciel John Edward na drugim końcu pokoju, urzeczony ogląda album z
rodzinnymi zdjęciami.
- Och! - mówisz, zatrzymując się w drzwiach. - Nie wiedziałem, że ktoś tu
jest.
- Doprawdy? - odpowiada Emily z niedowierzaniem. Przez chwilę grasz na
zwłokę, po czym mówisz:
- Strasznie tu ciemno. Czemu nie zapalicie lampy gazowej? Och! - John
Edward nie zauważył, że jest ciemno, a Emily mówi, że papa nie lubi, kiedy palić gaz
po południu.
Dzielisz się z nimi najświeższymi doniesieniami ze świata i wtajemniczasz ich
w swe poglądy na temat kwestii irlandzkiej. Nie budzi to w nich jednak
zainteresowania. Ich reakcje sprowadzają się do uprzejmego O! , Naprawdę? ,
Tak? , Coś ty! Po dziesięciu minutach rozmowy w tym stylu grawitujesz ku
drzwiom, wychodzisz i ze zdumieniem słyszysz, że drzwi zatrzaskują się za tobą i
zamykają na zasuwę, choć nawet ich nie tknąłeś.
Pół godziny pózniej dochodzisz do wniosku, że zapalisz fajkę w oranżerii.
Jedyne krzesło w tym pomieszczeniu jest zajęte przez Emily, John Edward zaś,
sądząc z pewnych przesłanek na ubraniu, jeszcze chwilę temu siedział na podłodze.
Nie odzywają się, lecz posyłają ci spojrzenie, które wyraża wszystko, co przystoi
powiedzieć w kulturalnym towarzystwie. Wycofujesz się więc i zamykasz za sobą
drzwi.
Teraz już boisz się zaglądać do któregokolwiek pomieszczenia.
Pospacerowawszy chwilę tam i z powrotem po schodach, idziesz sobie posiedzieć we
własnej sypialni. Po jakimś czasie przestaje to być jednak ciekawe, więc wkładasz
kapelusz i udajesz się na przechadzkę po ogrodzie. Idziesz alejką, mijając altankę,
zaglądasz do środka i trafiasz znowu na tę parę kretynów, przycupniętych w kącie.
Zauważają cię i wyraznie nabierają przekonania, że ich śledzisz, z jakichś sobie tylko
znanych, perfidnych powodów.
- Czemu nie wyznaczą osobnego pomieszczenia na tego typu sprawki? -
mruczysz pod nosem, po czym wracasz do holu, łapiesz za parasol i wybiegasz z
domu.
Musiało wyglądać bardzo podobnie, gdy ten lekkomyślny chłopak Henryk
VIII zalecał się do swojej Ani. Ludzie z hrabstwa Buckingham trafiali na nich
niespodziewanie, gdy Henryk i Anna mizdrzyli się do siebie po całym Windsorze i
Wraysbury, i wykrzykiwali: - Och! To znowu wy! - Na co Henryk rumienił się i
odpowiadał: - Tak, właśnie idę z wizytą do pewnego człowieka - Anna zaś mówiła: -
Jakże się cieszę, że pana widzę! Czy to nie zabawne? Właśnie spotkałam w uliczce
pana Henryka VIII i okazało się, że idziemy w tę samą stronę.
Ludzie ci czym prędzej schodzili z oczu zakochanej parze i mówili sobie:
- Lepiej się stąd wynieśmy, póki trwają te ksiuty i amory. Pojedziemy do
Kentu.
Jechali do Kentu i pierwszą rzeczą, jaką tam widzieli, był Henryk dokazujący
z Anną na zamku Hever.
- A niech to gęś! - pomstowali. - Nie ma mowy, nie zostajemy tu. Tego nie da
się dłużej wytrzymać. Jedzmy do St Albans. To taka miła, spokojna mieścina, St
Albans.
Gdy dotarli do St Albans, ta uprzykrzona para już się tam całowała pod
murami opactwa. No to ci ludzie zabierali się stamtąd i aż do ślubu młodej pary
trudnili się korsarstwem.
Odcinek rzeki pomiędzy Piknikowiskiem a śluzą starowindsorską jest
wprost rozkoszny. Cienista droga, tu i ówdzie urozmaicona zgrabnymi chatkami,
wiedzie do Dzwonów Ouseley , malowniczej oberży (oberże nad Tamizą są w
większości malownicze), gdzie można dostać kufel bardzo dobrego piwa. Tak
twierdzi Harris, a w tych sprawach Harrisowi można zaufać. Stary Windsor to
miejsce na swój sposób sławne. Edward Wyznawca miał tu pałac, zaś wielki hrabia
Godwin został uznany przez ówczesny wymiar sprawiedliwości za zamieszanego w
śmierć brata króla. Hrabia Godwin odłamał kawałek chleba i powiedział:
- Jeżeli jestem winien, niech się udławię tym chlebem!
Wsadził sobie chleb do ust, połknął, zakrztusił się i padł trupem.
Gdy miniesz Stary Windsor, rzeka staje się niezbyt ciekawa i odzyskuje swą
świetność dopiero koło Boveney. George i ja holowaliśmy koło Home Park, który
ciągnie się wzdłuż prawego brzegu pomiędzy mostami Alberta i Wiktorii. Gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]