[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie do szaleństwa.
 Czasami niełatwo mi jest coś znalezć  powiedział, dostrzegając moje spojrzenie.  Ale z
drugiej strony mam wszystko pod ręką. Nic nie jest schowane.
 Co do tego nie ma wątpliwości  przyznałem.  Może lepiej byłoby, gdyby pistolet był
schowany.
 Wie ksiądz proboszcz, spodziewałem się. że koroner powie coś w tym guście. Koronerzy to
takie osły. Spodziewałem się, że udzieli mi surowego napomnienia, czy jak to się tam nazywa.
 A propos  spytałem  czy pistolet był nabiły?
Lawrence potrząsnął głową.
 Nie jestem aż tak lekkomyślny. Nic był nabity, ale obok leżało pudełko naboi.
 Bo podobno był nabity i wystrzelono tylko jedną kulę.
Lawrence potwierdził skinieniem głowy.
 A czyja ręka oddała strzał? Wszystko bardzo pięknie, ale jeśli nie schwytają mordercy, będę
podejrzany o tę zbrodnię do końca życia.
 Proszę tak nie mówić, mój chłopcze.
 Muszę tak mówić.
Umilkł, marszcząc w zamyśleniu brwi. Wreszcie rzeki:
84
 Ale chcę opowiedzieć, co było wczoraj wieczorem. Trzeba przyznać, że panna Marple zna się
na ludziach.
 O ile mi wiadomo, jest z tego powodu dość nielubiana.
Lawrence ciągnął dalej opowiadanie. Za radą panny Marple udał się do Starego Dworu. Tam
dzięki Annie uzyskał rozmowę z pokojówką. Anna powiedziała tylko:
 Różo, pan Redding chce zadać Róży kilka pytań.
Potem wyszła z pokoju.
Lawrence miał tremę. Róża, ładna dwudziestopięcioletnia dziewczyna, wpatrywała się w niego
uporczywie, co go jeszcze bardziej peszyło.
 Chodzi& chodzi o śmierć pułkownika Protheroe.
 Tak, proszę pana?
 Zależy mi bardzo na tym, żeby ustalić, jak to było.
 Tak jest, proszę pana.
 Mam nadzieję, że ktoś& że coś& że było może jakieś zdarzenie&
Tu Lawrence poczuł, że nie okrywa się chwalą, toteż klął w duchu pannę Marple i jej rady.
 Myślałem, że może panna Róża zdoła mi dopomóc.
 Tak, proszę pana.
Róża zachowywała się wciąż jak idealna służąca, uprzejma, usłużna i całkowicie obojętna.
 Tam, do diabła!  zawołał Lawrence.  Czyżbyście nie dyskutowali o tej sprawie tam na
dole, między sobą?
Nagły ten atak zachwiał idealnym spokojem Róży.
 W jadalni dla służby, proszę pana?
 Może w pokoju ochmistrzyni albo w komórce czyścibuta, czy ja wiem, gdzie wy tam
rozmawiacie? Gdzieś przecież musicie rozmawiać.
Widać było, że Róża ma ochotę parsknąć śmiechem i Lawrence poczuł się pewniej.
 Panna Róża jest przecież milą dziewczyną. Na pewno rozumie, jak ja się czuję. Nie chcę, żeby
mnie powieszono. Nie zamordowałem waszego pana, ale wiele osób myśli, że go zamordowałem.
Czy nie może mi panna Róża jakoś pomóc?
Wyobrażam sobie, że Lawrence musiał w tej chwili wyglądać niezmiernie pociągająco. Piękna
głowa odrzucona w tył, błękitne oczy zaklinają i proszą. Róża zmiękła i skapitulowała.
 Ach, proszę pana, jestem pewna, że gdyby ktokolwiek z nas mógł pomóc& Nikt z nas nie
myśli, że to pan zabił. Daję słowo.
 Wiem, moja droga, ale to mnie nie uratuje od policji.
 O, policja!  Róża potrząsnęła pogardliwie głową.  Mogę panu powiedzieć tylko tyle, że
nie zachwycamy się tym inspektorem. Policja!
 Mimo wszystko policja jest potężna. Panna Róża mówi. że chciałaby mi pomóc. Otóż nie
mogę się oprzeć uczuciu, że jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które moglibyśmy ustalić. Na przykład ta
pani, która odwiedziła pułkownika Protheroe w wigilię jego śmierci.
 Pani Lestrange?
 Tak. pani Lestrange. Mam wrażenie, że to była dość dziwna wizyta.
 Tak. proszę pana. wszyscyśmy to mówili.
 Doprawdy?
 No bo przyszła o takiej porze i pytała o pana pułkownika. Oczywiście było dużo rozmów 
bo nikt jej tu u nas nie znał. A pani Simmons  gospodyni, proszę pana  powiedziała, że to musi
być podejrzana osoba. Ale po tym, co mówiła Gladdie, sama nic wiedziałam, co mam myśleć.
 Co Gladdie mówiła?
 O! Nic takiego, proszę pana. Po prostu& rozmawiałyśmy, wie pan.
Lawrence spojrzał na nią. Czuł, że dziewczyna coś ukrywa.
 Bardzo jestem ciekaw, o czym ta pani rozmawiała z pułkownikiem.
 Tak jest, proszę pana.
85
 Panna Róża chyba coś o tym wie?
 Ja? Ależ skąd, proszę pana, nic nie wiem.
 Proszę posłuchać. Powiedziała panna Róża, że chce mi pomóc. Jeżeli słyszała panna Róża coś
 cokolwiek  może się to wydawać nieważne, ale cokolwiek& Byłbym tak bardzo wdzięczny.
Ostatecznie ktoś mógł& mógł przypadkiem coś słyszeć.
 Ja nic nie słyszałam, proszę pana, daję słowo.
 W takim razie, kto inny słyszał?  rzekł bystro Lawrence.
 N no& proszę pana&
 Panno Różo, ja proszę.
 Nie wiem, co Gladdie na to powie.
 Na pewno chciałaby, żeby mi wszystko powtórzyć. Nawiasem mówiąc, kto to jest Gladdie?
 Podkuchenna, proszę pana. l widzi pan. ona właśnie szła do przyjaciółki i przechodziła pod
oknem
 pod oknem gabinetu  a tam był pan pułkownik z tą panią. A pan pułkownik naturalnie
mówił jak zawsze bardzo głośno. I naturalnie Gladdie trochę to zaciekawiło&
 Najzupełniej naturalne  zapewnił ją skwapliwie Lawrence.  Po prostu musiała posłuchać.
 Ale oczywiście ,nie mówiła nikomu poza mną. I nam obydwu to się wydawało bardzo dziwne.
Ale Gladdie nie mogła nic mówić, bo gdyby się dowiedziano, że wyszła na spotkanie z& z
koleżanką, to miałaby nieprzyjemności od pani Pratt  to znaczy od kucharki, proszę pana. Ale
jestem pewna, że panu chętnie by wszystko opowiedziała.
 Więc czy mogę pójść do kuchni i z nią porozmawiać? Róża przeraziła się na samą tę myśl.
 O nie, proszę pana, broń Boże. A poza tym, Gladdie jest bardzo nerwowa.
Po długich dyskusjach osiągnięto wreszcie porozumienie i umówiono potajemne spotkanie w
ogrodzie.
Tutaj Lawrence ujrzał nerwową Gladdie, która przypominała raczej wystraszonego królika
aniżeli istotę ludzką. Dziesięć minut upłynęło na uspokajaniu dziewczyny, przy czym drżąca
Gladys twierdziła, że nie może i nie powinna, że nie spodziewała się, żeby Róża ją zdradziła, ale w
każdym razie nic myślała nic złego, daje na to słowo, a teraz będzie miała za swoje, jeżeli pani
Pratt o wszystkim się dowie.
Lawrence uspokajał, namawiał, perswadował  i wreszcie Gladys dała się uprosić.
 Jeżeli pan jest pewien, że to dalej nie pójdzie&
 Oczywiście, że nie.
 I żeby nie użyto tego przeciwko mnie w sądzie!
 Nigdy.
 I nie powie pan mojej pani?
 Pod żadnym pozorem.
 Bo jeżeli to dojdzie do pani Pratt&
 Nic dojdzie, Gladys. Proszę mi powiedzieć.
 Jeżeli pan jest pewien, że dobrze robię&
 Absolutnie pewien. Będzie pani kiedyś zadowolona, że mnie uratowała od szubienicy.
Gladys wydała okrzyk przerażenia.
 O, proszę pana, tego na pewno bym dla pana nie chciała! Więc ja słyszałam bardzo mało  i
to zupełnie przypadkowo&
 Rozumiem to doskonale.
 Ale pan pułkownik widocznie bardzo się gniewał.  Po tylu latach  tak mówił  po tylu
latach ośmielasz się tu przychodzić& To niesłychane&  Nie słyszałam, co ta pani mówiła, ale po
chwili pułkownik powiedział:  Odmawiam, stanowczo odmawiam&  Nie pamiętam wszystkiego
dokładnie& w każdym razie zdawało się. że okropnie się kłócą, bo ona chce, żeby on coś zrobił, a
on się nie zgadza. Pamiętani, że powiedział:  To hańba, żeś tu przyjechała . I jeszcze:  Nie
zobaczysz jej  zabraniam ci! , a wtedy nadstawiłam ucha, bo to tak wyglądało, jakby ta pani
86
chciała coś opowiedzieć pani Protheroe, a pan pułkownik się tego bał. Więc pomyślałam sobie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl