[ Pobierz całość w formacie PDF ]

RezygnujÄ…c z kanapki, wyniósÅ‚ na werandÄ™ dwa identy­
czne fotele na biegunach. Gaylynn usiadła, zwracając się
twarzą do słońca, ale kątem oka przyglądała się twarzy
Huntera. Nie zakocham siÄ™ w Hunterze, powtarzaÅ‚a to zda­
nie w myśli niczym magiczne zaklęcie. Nie zakocham się
w Hunterze. Nie zakocham siÄ™ w Hunterze.
Potem zaczęła się zastanawiać, czy nie za pózno już na
zaklęcia...
- No dobrze, Blue, spróbujemy jeszcze raz dodzwonić
się do rodziców. - Gaylynn zwróciła się do kota, który
wskoczyÅ‚ jej na kolana, gdy tylko usiadÅ‚a w fotelu stojÄ…­
cym na werandzie.
Michael dał jej swój telefon komórkowy, prosząc, żeby
przynajmniej od czasu do czasu kontaktowała się z rodziną.
RozmawiaÅ‚a z rodzicami kilka razy, ale dzwoniÅ‚aby czÄ™­
ściej, gdyby nie kłopoty z połączeniem.
- Cześć, tatusiu! Co u was słychać?
- Wszystko w porządku. Hope zaczęła chodzić. Twoja
matka i Brett szaleją z zachwytu, a Michael poświęcił temu
historycznemu wydarzeniu film długometrażowy.
- Domyślam się, że ciebie to historyczne wydarzenie
nie poruszyło ani trochę... - zakpiła Gaylynn.
- Wiesz, że ta mała chodzi jak kurczaczek z łokciami
schowanymi za plecy. Identycznie jak ty, kiedy stawiałaś
pierwsze kroki.
Rozmawiali jeszcze kilka minut o Hope, zanim ojciec
Gaylynn zmienił temat.
- Podobno Michael dał ci szkatułkę. Otworzyłaś ją?
- Tak.
- I co?
62 WARTO BYAO CZEKA
- I nic.
- Nic? Na nikogo nie spojrzałaś?
Nie miała zamiaru przyznać się, że zobaczyła starego
włóczÄ™gÄ™. ObawiaÅ‚a siÄ™, że jej troskliwy ojcie,c gotów byÅ‚­
by przyjechać po nią natychmiast i zabrać do domu.
- Nie martw siÄ™ o mnie, tatusiu.
- Czy Hunter zaglÄ…da do ciebie?
- Ograłam go dzisiaj w kosza.
- Brawo! A więc nie na darmo zabierałem cię jako
dziecko na wszystkie mecze Bullsów.
- Ale dobrÄ… formÄ™ sportowÄ… zawdziÄ™czam ciÄ™ciom eta­
towym w szkole. Ostatnio prowadziłam lekcje wuefu.
- Ale to już przeszłość. Koniec ze szkołami w podłych
dzielnicach. Jak tylko wrócisz do domu, złożysz podanie
o pracę do dobrej szkoły. Może do Zwiętego Bazylego? Na
północnym wybrzeżu mieszkają zamożni ludzie.
- Dzieci zamożnych ludzi też mają problemy.
- Więc kiedy wracasz?
- Jeszcze nie wiem.
- Ani ja, ani mama nie mamy zamiaru ciÄ™ pona­
glać. Chcemy tylko, żebyś wiedziała, że bardzo za tobą
tęsknimy.
- Wiem, tatusiu. Ja też za wami tęsknię. Niedługo się
odezwÄ™, dobrze? Trzymajcie siÄ™! Aha, poczekaj chwilÄ™,
miałam cię zapytać o ten medal w szkatułce...
Za pózno. Jej ojciec odłożył już słuchawkę i połączenie
zostaÅ‚o przerwane. PostanowiÅ‚a, że zapyta go o to nastÄ™­
pnym razem.
Póznym wieczorem zaczęło padać i zerwał się chłodny
wiatr. Gaylynn wyszła na werandę, żeby wnieść do środka
Blue, ale nawet on nie miał do niej aż tyle zaufania, nie
WARTO BYAO CZEKA
63
mówiąc o Cleo i Spooku. Było jednak zbyt zimno, żeby
mogÅ‚a ze spokojnym sumieniem zostawić koty poza do­
mem na noc.
Ubrała się w bluzę i postanowiła nie zamykać na razie
drzwi frontowych. PociÄ…gnęła za sznurek, którym uwiel­
biał bawić się Blue. Kociak skoczył za nim z zapałem
i wpadł do przedpokoju. Odetchnęła z ulgą, kiedy Spook
zrobił to samo. Zamknęła szybko drzwi, a po chwili
w identyczny sposób zwabiła koty do sypialni.
Na dworze została Cleo. %7łeby i ją zachęcić do wejścia,
Gaylynn otworzyÅ‚a w kuchni puszkÄ™ z jedzeniem. Miau­
czenie dobiegajÄ…ce z sÄ…siedniego pokoju ostatecznie zÅ‚a­
mało opór syjamki.
Postawiwszy na podłodze trzy miseczki z kocią strawą,
Gaylynn wypuÅ›ciÅ‚a Spooka i Blue z sypialni. Matka przy­
witała dzieci z wyrazną ulgą, potem cała trójka rzuciła się
na jedzenie. Pierwsze lody zostały przełamane. Następną
atrakcją wieczoru było zwiedzanie wszystkich możliwych
zakamarków domu Michaela.
- No i co - zapytała uprzejmie Gaylynn - czy, waszym
zdaniem, jest to miejsce, w którym można mieszkać? Po­
doba wam siÄ™?
Cleo odpowiedziała głośnym  mrrau". Gaylynn wiedziała
już, że mama syjamka jest bardzo rozmowna. LubiÅ‚a wzbu­
dzać zainteresowanie i zawsze reagowała, kiedy ktoś do niej
mówił. Najmniej towarzyski Spook zaszył się pod stołem.
Kiedy następnego dnia rano Gaylynn obudziła się, cała
trójka leżała na jej łóżku. Na szczęście wieczorem zdążyła
sprawdzić, czy koty nie mają pcheł.
- Teraz już naprawdę nic ci nie grozi - szepnęła do
Cleo. - JesteÅ› bezpieczna.
64 WARTO BYAO CZEKA
Na dworze było pochmurnie i zimno, do wieczora lał
deszcz. Idealny dzień na to, żeby nie wychylać nosa z domu.
Gaylynn postanowiÅ‚a sportretować koty. WÅ‚aÅ›ciwie tyl­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl