[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W ciągu paru minut obszedł dom, by przyjrzeć się jego
konstrukcji, a także zarośnięty ogród, który Lucy we wspomnieniach
niewątpliwie widziała przez mocno różowe okulary, po czym wsiadł
do auta i wrócił do szpitala.
Z zadowoleniem stwierdził, że Jo doskonale sobie bez niego
poradziła, tym bardziej że na oddziale panował spokój. Zamknął się
więc w gabinecie i zadzwonił do prawnika.
- Jak wygląda procedura kupowania nieruchomości na aukcji? -
zapytał. - Bo chciałbym, żebyś został moim pełnomocnikiem. W
piątek o drugiej. Tregorran House. Bardzo mi na nim zależy.
- Lucy, masz wolną chwilę?
- Dragan, jak dobrze, że cię widzę. Miałam zamiar cię poszukać.
Co słychać u Melindy?
- Dzięki, w porządku. Bardzo wam dziękuję za to, jak się nią
zaopiekowaliście.
78
RS
- Cała przyjemność po naszej stronie. No, może to przesada, ale
wiesz, co mam na myśli - odparła ze śmiechem. - Szkoda, że nie
dotarłeś na to spotkanie. Jak pies?
Dragan się uśmiechnął.
- To suka. Rozkoszna. Ma złamaną łapę i wielką ranę na boku.
Na razie nikt się po nią nie zgłosił. Melinda nastawiła łapę i
przygarnęła ją.
- Już się na Melindę nie rzuca? Dragan pokręcił głową.
- Nie. To chodząca... kulejąca- sprostował- łagodność. Ugryzła
ją ze strachu. A propos tego zebrania...
- Było bardzo pożyteczne. Ben popiera nasz pomysł. Uważa, że
dobudowanie pomieszczenia w ogródku ma sens. Należałoby też
trochę przeorganizować piętra, tak żeby złamania znalazły się na
parterze. -Omówiła kolejne punkty ustalone z Benem.
Dragan, kiwając głową, uważnie jej słuchał. Zauważył przy tym,
że Lucy często wzdycha.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Jestem potwornie zmęczona. Na samą myśl o tym, że odpocznę
dopiero za sześć czy osiem tygodni, zapadam w sen.
- Lucy, nie wolno ci się przepracowywać. Musisz odpoczywać, a
my sobie poradzimy.
- Mówisz jak mój ojciec - powiedziała, a on uśmiechnął się
zażenowany.
- Rozumiem, to nie moja sprawa, ale martwię się o ciebie.
Wszyscy się tobą przejmują.
Machnęła ręką, choć wzruszyło ją to wyznanie.
79
RS
- Nic mi nie jest. Kate proponuje, żebyśmy tu zaprosili architekta
z funduszu zdrowia oraz Bena, ale ojciec zdecydowanie się temu
sprzeciwia...
- Niech cię to nie zniechęca, Lucy. Dla niego najważniejsze jest
dobro pacjenta.
- Ale on ma klapki na oczach. - Miała na myśli nie tylko
zapowiadane zebranie, ale i wiadomość, której jeszcze mu nie
przekazała, a która w żaden sposób nie przyczyni się do rozładowania
sytuacji.
- Domyślam się, że on nie wie?
Drgnęła, po czym spojrzała mu w twarz gotowa wszystkiemu
zaprzeczyć, ale w jego oczach wyczytała zrozumienie. Odwróciła
wzrok.
- Nie, nie wie.
- To będzie bardzo trudne.
- Wręcz niemożliwe - szepnęła - ale muszę to zrobić. -
Odetchnęła głębiej i się wyprostowała. - Dobra, wracamy do roboty.
Za chwilę mam pierwszą pacjentkę. Idz do Kate i powiedz jej, kiedy
masz czas na zebranie, żeby ułatwić jej organizację.
- Oczywiście. - Podniósł się z krzesła i skierował do drzwi, po
czym się zawahał. - Lucy, jeżeli będziesz potrzebowała pomocy...
Wyszedł, nie kończąc zdania. Dragan jest taki dobry i
troskliwy... Podobnie Marco. Obaj matkują jej jak dwie kwoki. Tylko
z ojcem jest problem.
I sama musi go rozwiązać.
Ryba przyrządzona przez Bena była przepyszna.
80
RS
Piekł ją pod przykryciem na węglu drzewnym na grillu
ustawionym w ponurym zimowym ogrodzie. Gdy podał ją na stół,
miała chrupiącą skórkę i rozpływające się w ustach mięso. Do tego
zielona sałata i ziemniaki pieczone w mundurkach, a na deser pudding
z niebiańskim gorącym sosem czekoladowym. Pierwszy raz w życiu
Lucy jadła takie wyszukane delicje.
- To bardzo prosty przepis. Mojej mamy - powiedział Ben z
uśmiechem, nakładając pudding na talerz.
- Jeszcze tego ci trzeba - dodał, podsuwając jej dzbanuszek ze
śmietanką.
- Podoba mi się taka definicja potrzeby.
- Należy sobie dogadzać. Poza tym na pewno jest tu sporo
witaminy D.
- Nie musisz mnie do niej przekonywać. Mmm...
- Rozkoszowała się smakiem. I na kilka dobrych minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]