[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wypakowywać. Jakież wielkie rozczarowanie!... Ani śladu łakoci, których Nelly była wielką
zwolenniczką.
 To ciastek nie masz?  zawołała. Wyrzuciła jakiś gałgan i wsunęła rękę aż na dno.
 Uch, uch!  zajęczała stłumionym głosem, szybko wyciągając rękę.  Co to jest?
Skaleczyłam się.  W istocie, czerwona kropelka krwi zawisła u małego paluszka.
liza nie umiała sobie zdać sprawy, czym zranić się mogła jej przyjaciółka, dopóki sama nie sięgnęła
do kuferka i nie odkryła przyczyny. Straszne rzeczy! Szklanka z zieloną żabą stłukła się i Nelly
skaleczyła się kawałkiem szkła.
 Gdzie żaba?  zastanawiała się mocno zaniepokojona liza, wyrzucając rzeczy i szkło z
kuferka.
 Co? %7łaba? Prawdziwa żaba? Zapakowałaś ją? Jak-żeś ty mogła biedne zwierzątko do kufra
zapakować? Bez powietrza musiało się przecież udusić!
54
liza właśnie znalazła żabkę, naturalnie, martwą. Położyła ją na dłoni i chuchała; chciała ją
przywołać jeszcze do życia. Nelly się śmiała.
 Zamordowałaś biedną małą żabkę!  deklamowała z patosem, biorąc zwierzątko z rąk lizy. 
O, już po niej! Już pożegnała się z życiem! Nie zobaczysz jej już nigdy, nigdy! Jutro rano włożymy
ją w pudełeczko i pogrzebiemy pod lipą.
liza smutnie patrzyła na żabkę. Azy płynęły jej z oczu. Kiedyś sama złapała zwierzątko, żywiła je i
wiele miała z niego uciechy, a teraz zabiła je własną ręką.
 Jak ja mogłam być taka głupia!  wyrzekła.  Na myśl mi to nawet nie przyszło, że ona może
się udusić! Tak śpieszyłam się z tym pakowaniem.  Pocieszała ją cokolwiek myśl o pogrzebie
pod lipą.
 Usypiemy mogiłkę  mówiła Nelly  i zasadzimy na niej kwiatki. Na środku mogiły
zatkniemy krzyżyk z drewna z napisem: Tu spoczywa żabka lizy. Musiała oddać swoje młode życie,
gdyż zabrakło jej powietrza...
Ten zabawny pomysł osuszył łzy lizy. Zaśmiała się.
Wypchany kanarek ucierpiał także niemało. Główka była spłaszczona i jedno skrzydełko
naderwane. Nelly usiłowała przywrócić mu pierwotny kształt. Wyrównała główkę i obiecała
naprawić skrzydełko. Jutro je przyklei.
 Zostaw mi to  mówiła  już ja go doprowadzę do porządku. A to co?  zawołała,
roztrząsając bluzę lizy. Po coś przywiozła tę szkaradną sukienkę i stare zabłocone buty! Na co to
wszystko?
Na co? Nad tym sama liza dotąd nie zastanowiła się jeszcze, ale gniewało ją to, że ktoś śmiał tak
lekceważyć jej ulubiony kostium.
 Alboż ty się na tym znasz!  I wyrwała bluzę z rąk Nelly.  To moje najukochańsze i
najpiękniejsze ubranie! Tych wszystkich innych sukien nienawidzę! Wszystko takie ciasne,
wystrojone!
55
 Pozwól mi to przymierzyć  prosiła Nelly.  Ja się w to ubiorę.
liza nie miała nic przeciwko temu, pomogła jej nawet i po paru minutach Nelly stała już w owym
dziwacznym odzieniu.
56
Sukienka okazała się za krótka na Nelly, wyższą nieco od lizy  wyglądała spod niej biała nocna
koszula. Bluza była rozerwana w paru miejscach i Nelly zamiast w rękaw włożyć rękę, wysunęła ją
przez dziurę, tak że rękaw zwieszał się na plecach. Przepasawszy swoją zgrabną figurę wytartym
skórzanym pasem, była gotowa, butów bowiem włożyć nie chciała  takie brudne!
 Wygodny kostium, niezaprzeczalnie!  I zaczęła się gimnastykować, wyginać i wyprawiać
skoki przeróżne.  Tak lekko, tak swobodnie!
liza wybuchnęła takim głośnym śmiechem, że Nelly aż przyskoczyła do niej i ręką zamknęła jej
usta.
 Nie śmiej się tak hałaśliwie! Zdradzisz nas.
 Kiedy nie mogę się powstrzymać. Wyglądasz tak komicznie, że na śmierć zaśmiać się można.
Nelly ze stoczkiem przystąpiła do lusterka, żeby się przejrzeć.
 Och, jakież to szkaradne!  mówiła, zrzucając z siebie ową odzież.  Jak możesz nazywać to
ładnym!
liza zamknęła z powrotem do kuferka swoje stroje, zgasiła stoczek, a po chwili obie dziewczyny
spały już spokojnym, głębokim snem.
Dwa tygodnie upłynęło od przyjazdu lizy na pensję. W tym krótkim przeciągu czasu, który jej się
zdawał wiecznością, nie jedną wylała łzę gorzką, nieraz chwytała pióro i zabierała się pisać do ojca,
żeby ją stąd zabrał. Powstrzymywała ją tylko myśl, że matka dowie się o wszystkim. Na częste i
długie listy, które odbierała z domu, odpowiedziała dopiero dwa razy, krótko, zimno, tłumacząc się
brakiem czasu.
57
Nareszcie jednej niedzieli w godzinach popołudniowych, poświęconych przez pensjonarki na
pisanie listów i ona zasiadła przy stoliku. Wielkiej chęci do tego nie miała. Nie wiedziała co pisać,
bo nie chciała wypowiedzieć szczerze tego, co się działo w jej sercu.
Otworzyła teczkę, po długim szukaniu wybrała różowy arkusik z jaskółką, umaczała pióro w
kałamarzu i  malowała rozmaite figury na kawałku papieru.
Gdy cały ów kawałek papieru był już zasmarowany, zabrała się w końcu do listu. Napisawszy kilka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl