[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Coś musiało go zatrzymać. Następny samolot jest dopiero jutro.
Kathrin była wyraznie przestraszona.
 Może coś mu się stało? Robb, sam mówiłeś, że są tacy, którzy mogą się posunąć do
ostateczności.
Robb też był zgaszony.
 W hotelu spróbuję się skontaktować z firmą, może będą wiedzieć, czy opuścił
Vancouver zgodnie z planem. Na razie ani słowa Maryi, niepotrzebnie się zdenerwuje. Niech
dalej sądzi, że to tylko rodzinne wyjście.
Marya wycofała się na palcach. Czyli kolacja była zaplanowana nie na pięć, ale na sześć
osób.
Oczyma wyobrazni zobaczyła go otoczonego przez bandę podejrzanych typów. Craig
pada pod ich ciosami... Zabrakło jej tchu w piersi i mocno zamknęła oczy, chcąc odegnać od
siebie tę przerażającą wizję. To tylko pogorszyło sprawę.
Wbiła paznokcie w dłonie. Musi przestać, w ten sposób doprowadzi się do obłędu.
Odepchnęła natrętne obrazy. W duchu prosiła Boga, by zechciał wziąć go w swoją opiekę.
Ujęła klamkę, spróbowała przybrać normalny wyraz twarzy.
 Jesteście gotowi?
Kathrin wychyliła głowę z salonu.
 Już czekamy!  Chyba niczego się nie domyśliła po twarzy siostry.  Zwietnie ci w tej
sukience.
Kathrin pojechała z Robbem, a Marya zabrała Grethe i Magnusa. Pominęła milczeniem
fakt, że na stole jest sześć nakryć, a gdy Robb po krótkiej nieobecności wrócił do nich i
nieznacznie potrząsnął głową w stronę Kathrin, udała, że niczego nie zauważyła. Odwróciła
się plecami do okna, z którego rozciągał się widok na port.
Zamówiła kaczkę i zajęła się ożywioną rozmową z Magnusem i zachwyconą
nieoczekiwanym wyjściem Grethe. Jedzenie chyba było dobre i nawet, na wyrazne żądanie
Kathrin, wmusiła w siebie obfity deser.
Maleńka osada Kirkjubeur przycupnęła nad brzegiem morza. Z wody wyłaniało się kilka
wysp, skąpanych w złotym świetle zachodzącego słońca. Prosty, pobielony wapnem kościół
stał tuż przy kamienistej plaży. Za nim ciągnęły się kamienne mury katedry, rozpoczętej w
trzynastym wieku i nigdy nie ukończonej. Przez jej otwarte sklepienie widać było niebo,
wysoko w górę wznosiły się łuki okien.
Marya szła za resztą, nieuważnie słuchała szczebiotania siostry i odpowiedzi Robba.
Grethe zajęła się planowaniem wesela, Magnus też był ożywiony.
W końcu postanowili wracać.
 Pojedzcie jednym samochodem  poprosiła Marya.  Tak tu spokojnie, chciałabym
jeszcze chwilę zostać.
Nie czekając na odpowiedz, odwróciła się i ruszyła w stronę katedry. Z ulgą usłyszała, że
głosy się oddalają, zadzwięczał klakson i samochód odjechał. Pomachała w ich stronę.
Czerwonobiała krowa pasła się na trawie przed katedrą. Szerokie na prawie półtora metra
mury były pokryte niebieskozielonymi porostami. Weszła do środka. Dorodne pędy
arcydzięgla pięły się w załamaniach ścian, a kamienne mury były poprzetykane zielonymi
kępkami zielska. Panujący tu przenikliwy chłód i trwająca od stuleci cisza nie przyniosły jej
ukojenia.
Otuliła się szczelniej szalem, wyszła na zewnątrz. Między kamieniami dzika kaczka
nawoływała młode, delikatne fale marszczyły spokojną i pżowo-złotą toń wody.
Usiadła, opierając się o białą ścianę kościoła, na policzkach czuła ciepło ostatnich
promieni słońca; gdy zamknęła oczy, złote światło przeświecało przez powieki. Nic nie
zakłócało ciszy, słyszała własny oddech.
Nagle ogarnął ją długo tłumiony niepokój. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że znów
stała się bezbronna. To tego się bała od pierwszej chwili, gdy poznała Craiga, i dlatego przed
nim uciekała. Uciekała, bo wiedziała, że miłość ma swoją cenę.
Kochała Craiga, kochała go całym sercem. Jeżeli coś było w stanie go ochronić i sprawić,
by powrócił do niej, to była to tylko siła miłości.
Czas mijał. Gdy wreszcie otworzyła oczy, słońce schowało się już za urwiste brzegi
wyspy, trawa stała się chłodna i wilgotna. Marya poczuła się bardzo zmęczona, ale czuła, że
wygrała coś bardzo cennego. Miała pewność, że ta miłość jest czymś najważniejszym w
życiu, czymś dużo bardziej istotnym niż ciosy, które mogą ją spotkać.
Za drewnianymi zabudowaniami trzasnęły drzwiczki samochodu. Uświadomiła sobie, że
to właśnie odgłos jadącego auta przywrócił ją do rzeczywistości. Skrzywiła się z niechęcią,
nie chciała, by ktoś zakłócił tę chwilę i jej z takim trudem osiągnięty spokój.
Wychodzącego zza rogu mężczyznę powitała nieprzyjazną miną. Craig zatrzymał się,
uniósł brwi.
 Dokładnie tak samo wyglądałaś w Toronto, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl