[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jest w porządku. Sheri była tak przerażona, że pomimo panu­
jącego upału dostała dreszczy. Przecież Manning mógł się
zabić. Na samą myśl o tym łzy napłynęły jej do oczu. Szybko
je jednak wytarła.
Kiedy Manning zszedł wreszcie na dół, wszyscy do niego
podbiegli.
- O Boże - jęknął Kucharz - napędziłeś nam stracha. Na
pewno nic ci się nie stało?
- Wszystko w porządku. Nabiłem sobie chyba tylko guza.
Dotknął ręką rozciętego czoła, z którego spływała krew.
Juan poszedł po apteczkę, a Sheri obejrzała ranę Chandlera
i jego stłuczone ręce.
- Niewiele brakowało, żebyś zginął - wyszeptała łamią­
cym się głosem.
- Widzę, agentko Lindsey, że jesteś rzeczywiście przejęta
moim losem. - Strzelił palcami. - No tak, byłbym zapomniał.
Masz mnie przecież ochraniać. Gdybym zginął, miałoby to
fatalny wpływ na przebieg twojej kariery.
Sarkazm, z jakim się wyrażał, był trudny do zniesienia, ale
Sheri i tak z ledwością powstrzymywała łzy.
- Przecież odpadłeś od ściany. Nie zdajesz sobie sprawy,
że to się mogło skończyć kalectwem lub... może nawet czymś
gorszym?
- No cóż. Podejrzewam, że okoliczności, w jakich bym zgi­
nął, w niczym by cię nie usprawiedliwiły. - Wybuchnął śmie­
chem, próbując w ten sposób rozładować napiętą atmosferę.
Sheri była coraz bardziej zirytowana sposobem, w jaki
Manning mówił o wypadku. Traktował go z taką samą nie­
frasobliwością, jak pogróżki ze strony anonimowego nadaw­
cy listów. Najwidoczniej Chandler znajdował zadowolenie
w popisywaniu się swoją odwagą.
- Jak tak dalej pójdzie, to będę cię musiała bronić nie
przed naszym tajemniczym nieznajomym, ale przed którymś
z pracowników mojej agencji, który nie zniesie już dłużej
twoich popisów.
- No, widzę, że wreszcie znalazłaś w sobie jakieś resztki
poczucia humoru. Bardzo ci z tym do twarzy.
Sposób, w jaki na nią spojrzał, sprawił, że Sheri poczuła
się tak, jak gdyby całował ją w miejscu publicznym. Odsunęła
się od niego, zła na siebie, że zależało jej na nim nawet wtedy,
kiedy nie dawał do tego najmniejszych powodów.
Sheri nalegała, aby Manning powrócił z nią do Fortu heli-
kopterem. Gdy tylko znaleźli się na miejscu, zaraz przystąpił
do obmyślania szczegółów kolejnej wyprawy.
- To właśnie jest to, o czym przez cały czas mówiłem - po­
wiedział Frank, siedząc nazajutrz z Sheri w biurze. - Myślę, że
teraz już rozumiesz, co to znaczy pilnować Manninga.
Ze zrozumieniem skinęła głową.
- Cieszę się tylko, że cała ta wspinaczka jest już za nami.
- To prawda. Wszystko przebiegało nadzwyczaj pomyśl­
nie. Przez chwilę nawet żałowałem, że sam nie mogę się
powspinać, ale moja kostka ciągle nie daje mi spokoju. Wy­
obrażam sobie, co by się działo, gdyby na naszym miejscu
znalazł się ktoś inny. Pete Garcia, który ma lęk wysokości,
pewnie dostałby zawału, a Anson odpadłby od ściany już po
kilku metrach. Mam tylko nadzieję, że agencja nie odnowi
z Chandlerem kontraktu.
- Myślę, że raczej on tego nie zrobi - sprostowała Sheri.
- Pamiętaj, że wynajął nas z powodu tajemniczych anoni­
mów. Kiedy cała ta sprawa się wyjaśni, nie będziemy mu już
więcej potrzebni. A poza tym, jak sam dobrze wiesz, Chandler
nigdy nie darzył nas zbyt wielką sympatią.
- Dlatego że w przeciwieństwie do niego nie pociągały
nas przygody żywcem wzięte z powieści Karola Maya? Jeśli
w ten sposób mają realizować się moje aspiracje zawodowe,
to muszę przyznać, że nie jestem zainteresowany.
Frank znowu zaczynał narzekać i Sheri powoli traciła cier­
pliwość.
- Czy ty zamierzasz spędzić resztę życia ziewając za biur­
kiem?
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Ale nie miałbym
nic przeciwko temu, żeby wyznaczono mnie do ochrony ja­
kiejś niebrzydkiej kobiety. Na przykład jednej z tych, które
pojawiają się w Forcie. O wiele bardziej mi to odpowiada, niż
tłuczenie się po górach.
Sheri zostawiła Franka samego i poszła zrobić sobie kawy.
Ponieważ Manning odpoczywał teraz w pokoju, miała trochę
czasu dla siebie. Usiadła na ganku i zaczęła rozmyślać o własnej
przyszłości. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że miała coraz więcej
wątpliwości, dotyczących przyszłych planów.
Praca w firmie dawała jej zadowolenie, ale czy nie nad­
szedł już czas, żeby sprzedać udziały swoim braciom i zająć
się czymś innym? Nie, ten pomysł nie bardzo jej się podobał.
Z drugiej strony nie chciała wracać do życia, jakie prowadziła
w Houston przed przyjazdem do Fortu.
Sheri zdawała sobie sprawę, że w życiu każdego człowieka
przychodzi taki moment, kiedy poważnie zastanawia się nad
swoją przyszłością. Jednak teraz nie chodziło o jakąś drobną
zmianę. Coś jej podpowiadało, że w jej dalszym życiu powi­
nien być obecny Manning. Sheri stukała palcem o blat stołu,
żeby zagłuszyć w sobie ten głos.
Powinna skoncentrować się na śledztwie. Po krótkim cza­
sie spędzonym w Forcie zrozumiała, że Chandler miał rację.
Pracownicy jej agencji nie byli przygotowani do zadań, jakie
im tu wyznaczono.
Czy można to jakoś zmienić? Sheri zaczęła się zastanawiać
nad różnymi rozwiązaniami. Doszła do wniosku, że ona i
bracia popełnili jeden zasadniczy błąd. Aby sprostać coraz
większej liczbie zamówień, zaczęli zatrudniać coraz więcej
ludzi. Tymczasem zamiast tego należało skoncentrować się na
szkoleniu tych, którzy mieli już pewne doświadczenie. Weszła
do domu i wykręciła numer agencji.
- Czy ja wiem, Sheri? Ludzie nie będą tym zachwyceni. Niej
sądzę, żeby ktokolwiek chciał pracować na takich warunkach.
- Tom, sam przecież marzyłeś o firmie, w której pracowa­
liby najlepsi z najlepszych. To było również moje marzenie.
Nie wierzę jednak, iż uda się je zrealizować nie zmieniając
niczego. To prawda, że Chandler bywa niezwykle irytujący,
ale w jego ośrodku znajdziemy wymarzone wręcz warunki
szkolenia. Kiedy uporamy się wreszcie z tym śledztwem,
chciałabym porozmawiać z nim na temat warunków takiej
współpracy. Co ty na to? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl