[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ludzi cywilizowanych poznał, jakie cuda może
wywoływać ten, kto posiada magiczny żółty metal.
Nie zastanawiał się nad tym, co będzie robił ze
złotym bogactwem w ciemnych głębinach! dzikiej
Afryki - wystarczała mu chęć posiadania władzy do
robienia! cudów, chociażby nigdy nie miała zdarzyć
się sposobność do skorzystania z tej władzy.
Tak więc pewnego wspaniałego podzwrotnikowego
dnia Tarzali, wódz plemienia Waziri, wyruszył na
czele pięćdziesięciu pięknie zbudowanych, hebanowe
czarnych wojowników w poszukiwaniu przygód i
bogactw. Poszli drogą, którą stary Waziri wskazał
Tarzanowi. Przez; wiele dni szli naprzód - w górę
jednej rzeki, przez środek niziny oddzielającej ją od
innej rzeki, w kierunku ujścia drugiej rzeki, w górę
trzeciej, aż w końcu ku wieczorowi dwudziestego
piątego dnia podróży stanęli obozem na zboczu góry,
z której wierzchołka spodziewali się dojrzeć
cudowne miasto bogactw.
Wcześnie wyruszywszy następnego ranka, pięli się w
górę po prawie prostopadłych skałach tworzących
ostatnią, lecz największą naturalną i przeszkodę
dzielącą ich od miejsca, dokąd chcieli dotrzeć. Było
prawie południe, kiedy Tarzan, idący na przedzie
wąskiej linii wspinających się wojowników, wszedł
na szczyt ostatniej skały i stanął na niewielkiej
płaszczyznie górskiego wierzchołka.
Po obu stronach piętrzyły się potężne szczyty, na
tysiące stóp wznoszące się ponad, pasmo, przez które
wchodzili na tajemną dolinę. Poza nimi rozciągała
się zalesiona nizina, którą przebyli idąc tyle dni, a z
przeciwnej strony widać było nieznaczne wzgórza
znaczące granice ich własnego kraju.
Przed nimi roztaczał się widok, który zajął całą jego
uwagę. Tu leżała opustoszała dolina - płytka, wąska
dolina z rozrzuconymi skarlałymi drzewami,
pokryta w wielu miejscach dużymi kamieniami. Z
jednej strony doliny widać było budowle, które
zdawały się potężnym miastem. Wielkie mury,
wyniosłe szczyty, wieże, minarety i kopuły odbijały
czerwone i żółte kolory w słonecznym świetle.
Tarzan był zbyt jeszcze daleko od miasta, aby mógł
zauważyć ślady, zwalisk - miasto wydało mu się
cudownym miastem wspaniałej piękności. W
wyobrazni przedstawiał sobie, że jego szerokie ulice i
potężne świątynie pełne są tłumów szczęśliwego i
pracowitego ludu.
Przez godzinę nieliczna ekspedycja odpoczywała na
wierzchołku góry, a pózniej Tarzan poprowadził
ludzi w dół, do doliny. Nie było widać wyraznej
drogi, lecz szli łatwiej niż przy wchodzeniu z
przeciwnej strony góry. Znalazłszy się w dolinie,
zaczęli się posuwać szybko, tak iż jeszcze za dnia
dotarli do wznoszących się przed nimi murów
starożytnego miasta.
Zewnętrzna ściana miała pięćdziesiąt stóp wysokości
w tych miejscach, gdzie nie była zrujnowana, nigdzie
jednak -jak mogli zauważyć - nie brakowało w
górnej warstwie więcej jak dziesięć do dwudziestu
stóp. Była to wciąż jeszcze forteca. Kilkakrotnie
zdawało się Tarzanowi, że spostrzega coś
poruszającego się poza zrujnowanymi częściami
murów przed nimi, jak gdyby jakieś istoty
obserwowały ich zza. osłon starodawnych wałów.
Niejednokrotnie miał uczucie, że jakieś niewidzialne
oczy śledziły go, lecz nie mógł być pewny, czy nie
była to tylko gra wyobrazni.
Tej nocy obozowali pod murami miasta. Podczas
nocy obudził ich przenikliwy krzyk, rozlegający się
spoza wielkiej ściany. Był to okrzyk początkowo
bardzo głośny, zniżał się stopniowo i zakończył
szeregiem okropnych jęków. Okrzyk ten wywarł na
czarnych dziwny skutek, posłyszawszy go, zdrętwieli
ze strachu, upłynęła cała godzina, zanim obóz
uspokoił się" potem i zasnął. Gdy nastał dzień,
widoczne jeszcze były skutki tego głosu w
zalęknionych spojrzeniach rzucanych ustawicznie
przez czarnych na masywne i grozne budowle
sterczące przed nimi. Tarzan musiał uciec się do
słów zachęty i do stanowczych rozkazów, chcąc
powstrzymać czarnych od natychmiastowego
porzucenia całego przedsięwzięcia i spiesznego
cofnięcia się poprzez doliny w góry, którędy
poprzedniego dnia przybyli, wspinając się z trudem.
W końcu posłuchali jego rozkazów, gdy im zagroził,
że sam jeden wejdzie do miasta jeżeli nie zgodzą się
mu towarzyszyć.
Przez piętnaście minut obchodzili mury, nie
znajdując sposobu wejścia do środka. Potem
przybyli do wąskiej rozpadliny szerokości
dwudziestu cali. W niej wznosił się szereg
kamiennych schodów zapadłych od wielowiekowego
użycia, a przejście kończyło się ostrym;? zagięciem,
na kilka jardów powyżej.
W tę wąską uliczkę wsunął się Tarzan, nachylając się
bokiem, gdyż, była za wąska dla jego potężnych
pleców. Za nim kroczyli czarni wojownicy. Przy
zagięciu rozpadliny schody kończyły się, droga była ,
równa, lecz kręta i zaplątana w wężowych
zagięciach, aż nagle rozszerzyła się w wąski
podwórzec, za którym wznosił się mur wewnętrzny,
równie wysoki jak zewnętrzny. Ta ściana
wewnętrzna obsadzona była niewielkimi okrągłymi
wieżyczkami, a w równych odstępach na jej szczycie
widać było sterczące głazy. Miejscami poopadały one
i ściana waliła się, lecz te mury wewnętrzne w ogóle
były w lepszym stanie niż mury zewnętrzne.
Nowe wąskie przejście prowadziło przez tę ścianę, a
przebywszy je, Tarzan i jego wojownicy znalezli się
w szerokiej ulicy, w końcu której ciemniały, grozne z
dala, walące się budowle zbudowane z głazów
granitowych. Na zwaliskach wzdłuż budynków rosły
drzewa i winograd wyrastał z pustych,
wyzierających okien. Budowla, którą widzieli :s
wprost przed sobą, wydawała się mniej niż inne
zarosła i w daleko lepszym stanie. Była to wielka
masa nasuniętych na siebie głazów pokrytych
ogromną kopułą. Po obu bokach szerokiego wejścia
stały szeregi wysokich kolumn, a na wierzchołku
każdej kolumny widać było wielkiego, dziwnego
ptaka, wyciosanego z twardego kamienia monolitów.
Kiedy człowiek-małpa i jego towarzysze stali tam,
patrząc z niejednakowym stopniem podziwu na to
starożytne miasto wznoszące się w środku
zamieszkanej przez dzikie plemiona Afryki,
niektórzy z nich dostrzegli jakieś ruchy wewnątrz
budynku, na który spoglądali. W mroku, wewnątrz,
zdawało się, ukazywały się jakieś ciemne cienie
poruszających się postaci. Oko nie mogło nic
dostrzec wyraznie - tylko zjawiało się jakieś
podejrzenie, że było życie i ruch, gdzie być go nie
powinno, ponieważ wydawało się, że nie było miejsca
na istoty żyjące w tym zaczarowanym umarłym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl