[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pete pochylił się lekko i zaatakował Granta poniżej pasa, ale jednocześnie wziął wysoki
zamach pięścią. Trafił Granta w lewe ramię z siłą rzuconej cegły. Grant dał się zaskoczyć
i upadł. Błyskawicznie przetoczył się po ziemi, ale nie udało mu się uniknąć bolesnego
kopniaka w żebra.
Johnny i Chris ruszyli jednocześnie. Skoczyli Pete'owi na plecy i przycisnęli go do ziemi.
Grant wstał.
Puśćcie go. Jeśli chce się bić, będziemy się bili. Ale za domem. Nie w obecności dzieci.
Zabierajcie łapy - warknął Pete. Chris i Johnny cofnęli się, a Pete wstał.
Chodzmy na tył domu - rzucił Grant. - O ile, oczywiście, nie boisz się uczciwej walki.
O to się nie martw, włóczęgo.
Nie bij się, Pete - błagała Isabel. - Będzie trzech na jednego.
Zamknij się i zejdz mi z drogi.
To wszystko twoja wina! - Isabel zwróciła się do Henry Ann. - Tak bardzo chciałaś faceta,
że wzięłaś sobie tego... włóczęgę! Jesteś śmieciem, słyszysz?!
Masz czelność mnie nazywać śmieciem?! - odparła gniewnie Henry Ann.
Johnny schwycił Isabel za ramię, popchnął ją za dom i posadził na ziemi.
Masz się stąd nie ruszać! I stul pysk! Powiedz jeszcze słowo o Henry Ann, a ja już
zadbam, żebyś nigdy więcej się nie odezwała. W całym twoim chudym ciele nie ma
jednej uczciwej kostki. Jesteś zwykłą... kurewką.
Nie zostanę tutaj! - Isabel próbowała wstać, ale Johnny popchnął ją tak, że znowu
wylądowała na tyłku. Tym razem wybuchnęła płaczem.
Zostań tu, kochanie - powiedział Chris do Opal.
Nie powinnam była przychodzić.
Przecież nie poszło o ciebie - Chris obdarzył ją przelotnym pocałunkiem i pospieszył na
drugą stronę domu.
Ciotka Dozie wyszła na werandę i wzięła Jaya na ręce.
Ja i panna Opal zostaniemy tu z maluchami. Wy idzcie i uważajcie, żeby panu Grantowi
nie stała się jakaś krzywda. Te śmiecie znad Błotnistego Potoku gorsze są od
grzechotników.
Jesteś okrutna, Ciociu.
To prawda. Jest okrutna.
Kiedy Henry Ann i Karen mijały Isabel siedzącą pod domem z brodą opartą o kolana.
Henry Ann zatrzymała się na chwilę.
- Ty dziwko! Przeklęta dziwko! Załatwię, że będziesz miała wszystkich Perrych na karku!
- zawyła Isabel i spróbowała kopnąć Henry Ann.
Henry Ann cofnęła się o krok, potrząsnęła głową i ruszyła za Karen do dębu, gdzie
czekał Grant. Zdjął koszulę i założył skórzane rękawiczki, których używał przy cięciu
drewna. Koszula Pete'a leżała na siodle jego konia; on sam poszedł do zbiornika z wodą,
aby ochłodzić głowę.
Grant? - Karen była wyraznie przygnębiona.
Chciałaś, żebym wybił mu parę zębów wtedy na pokazie. Teraz jestem do usług -
156
stalowoniebieskie oczy Granta zatrzymały się na chwilę na jej twarzy, potem przeniosły
na Pete'a.
Ja żartowałam. Nie musisz tego robić.
Muszę. Wszystko będzie dobrze. Uwierz mi.
Nie chodzi o to, ale... - Chris położył jej rękę na ramieniu i odciągnął od Granta. - Chodz,
Karen.
- Słyszałam, że Pete walczy nieczysto, Chris. Chcę ostrzec Granta.
Przecież Grant o tym wie. Jeśli ty i Henry Ann chcecie się przyglądać, musicie się cofnąć
i stanąć przy domu. John-ny i ja dopilnujemy, żeby to była uczciwa walka.
Uważajcie na siebie - zawołała Karen. Czuła się tak, jakby jej serce miało za chwilę
wyskoczyć z piersi. Cofnęła się, aby stać przy Henry Ann.
Grant wiedział od razu, że czego by nie mówić na temat Pete'a, na pewno nie jest on
tchórzem. Z doświadczenia wiedział też, że przewagę uzyska ten, który pierwszy zada
celny cios. Pete miał potężne bicepsy i ramiona. Od początku walki za wszelką cenę
dążył do zwarcia, ruszył na Granta z wysuniętą do przodu głową. Grant zdołał wprawdzie
zadać mu silny cios w żebra, zanim go odepchnął, ale nie miał wątpliwości, że w ten
sposób nie wygra.
Pete zaatakował znowu. Z furią zadawał ciosy, parł do przodu, dążąc do ostatecznego
zwarcia. Początkowo Grant zlekceważył fakt, że Pete nabrał doświadczenia w knajpia-
nych burdach i że zaślepia go gniew. Zadał kilka siarczystych sierpów i zrewanżował się
Pete'owi, podstępnie uderzając go łokciem w policzek z taką siłą, że rozciął mu skórę aż
do kości. Kiedy Pete zauważył, że z jego głowy sączy się krew, wpadł w szał. Jego pięści
zaczęły pracować niczym tłoki. . Każdy kolejny cios oznaczał dla Granta potworny ból.
Postanowił lekko się przyczaić, aby wybrać najlepszy moment do ataku. Miał szczęście,
bo w pewnej chwili Pete odsłonił się nieco. W tej samej sekundzie prawy hak Granta
wylądował na jego uzębieniu. Cios był tak skuteczny, że Pete zachwiał się oszołomiony.
Chwilę pózniej Grant poprawił lewym i jeszcze raz prawym sierpowym, który spadł na
rozcięty wcześniej policzek. Pete chwycił Granta za ramię, aby rzucić go na ziemię, ale
Grant chwycił go równie mocno, więc runęli razem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl