[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gancki sweterek  stał przy samolocie. Rollsa na zdjęciu nie było, była za to
atrakcyjna brunetka, ani chybi żona.
Ich kolekcja zdjęć szybko się powiększała, lecz żaden korespondent nie przy-
słał im jak dotąd zdjęcia żony. Dziwne, dumał Spicer. Chociaż Brant wcale nie
ukrywał, że ma żonę; wspominał o niej w obu listach. Spicera nic już nie dziwiło.
Mogli ich szantażować i przez tysiąc lat, ponieważ na świecie żyła nieskończona
liczba potencjalnych ofiar gotowych zaryzykować bez względu na stawkę.
159
Brant był szczupły i opalony. Miał wąsy i krótkie, ciemne, lekko przyprószone
siwizną włosy. Nie należał do najprzystojniejszych, ale kogo to obchodzi?
Dlaczego człowiek, który miał tak wiele, był aż tak nieostrożny? Ponieważ
zawsze ryzykował i nigdy go nie przyłapano. Ponieważ lubił tak żyć. Kiedy go
przycisną i oskubią z pieniędzy, na pewno trochę zwolni. Będzie unikał ogłoszeń
towarzyskich i anonimowych kochanków, lecz jako typ agresywny, po jakimś cza-
sie wróci do dawnych zwyczajów.
Spicer doszedł do wniosku, że dreszczyk emocji towarzyszący poszukiwaniu
przypadkowych partnerów przesłania wszelkie ryzyko. I wciąż dręczyła go świa-
domość, że to właśnie on spędza codziennie kilka godzin, próbując myśleć jak
homoseksualista.
Beech i Yarber przeczytali list i obejrzeli zdjęcie. W ciasnej salce zapadła
głucha cisza. Czyżby naprawdę trafili na żyłę złota?
 Ciekawe, ile taki samolot kosztuje  rzucił Spicer.
Roześmiali się. Nerwowo, jakby nie byli pewni, czy mogą wierzyć własnemu
szczęściu.
 Ze dwa miliony  odrzekł Beech. Ponieważ pochodził z Teksasu i był
kiedyś mężem bogaczki, jego koledzy uznali, że zna się na samolotach lepiej od
nich.  To mały learjet.
Spicer zadowoliłby się małą cessną, czymkolwiek, co wzleciałoby w powie-
trze i go stamtąd zabrało. Yarber nie chciał samolotu. Wolałby bilet, wygodny
fotel w pierwszej klasie, gdzie podawano szampana, dwa jadłospisy i gdzie miał-
by wybór filmów do obejrzenia. Tak, lot pierwszą klasą nad Atlantykiem, aby jak
najdalej od tego kraju.
 Rąbnijmy go  zaproponował Yarber.
 Na ile?  spytał Beech, nie odrywając wzroku od zdjęcia.
 Na co najmniej pół miliona  zdecydował Spicer.  Jeśli wymięknie,
zażądamy więcej.
Zamilkli, bo każdy z nich delektował się w myśli swoją działką. Krew psuł
im tylko Trevor. Zgarnie jedną trzecią, sto sześćdziesiąt siedem tysięcy dolarów,
a oni tylko po sto jedenaście. Jak na więzniów to całkiem niezle, ale powinno im
przypaść znacznie więcej. Dlaczego musieli tyle płacić?
 Obetniemy mu stawkę  oznajmił Spicer.  Długo o tym myślałem. Po-
cząwszy od dzisiaj będziemy dzielić pieniądze na cztery części. Każdy dostanie
po równo.
 On się nie zgodzi  powiedział Yarber.
 Nie ma wyboru.
 Tak będzie sprawiedliwiej  wtrącił Beech.  My odwalamy czarną ro-
botę, a on na nas żeruje. Niech każdy dostaje po równo.
160
 Załatwię to w czwartek.
Trevor przyjechał do Trumble dwa dni pózniej. Miał paskudnego kaca, którego
nie złagodził ani dwugodzinny lunch, ani godzinna drzemka.
Joe Roy był bardzo spięty. Podał mu listy, lecz jedną kopertę zatrzymał.
 Robimy go  oznajmił, postukując nią w stół.
Trevor spojrzał na kopertę. Była duża i czerwona.
 Kogo?  spytał.
 Jakiegoś Branta. Mieszka niedaleko Filadelfii. Znamy tylko numer jego
skrytki pocztowej, więc musisz go wypłoszyć.
 Na ile?
 Na pół miliona.
Trevor rozchylił spierzchnięte wargi. Jego nabiegłe krwią oczy jeszcze bar-
dziej się zwęziły. Szybko obliczył procent: do kieszeni wpadłoby mu sto sześć-
dziesiąt siedem tysięcy dolarów. Jacht był coraz bliżej. Może wcale nie potrze-
bował miliona, żeby zatrzasnąć drzwi kancelarii i pożeglować na Karaiby. Może
wystarczyłaby połowa. A do połowy miał już niedaleko.
 %7łartujesz  powiedział, dobrze wiedząc, że Spicer nie żartuje. Sędzia nie
miał poczucia humoru, a sprawy finansowe zawsze traktował ze śmiertelną powa-
gą.
 Nie. Poza tym zmniejszamy ci stawkę.
 Akurat. Umowa to umowa.
 Umowy są po to, żeby je zmieniać. Od tej pory dostajesz tyle samo co my.
Jedną czwartą.
 Odpada.
 W takim razie jesteś zwolniony.
 Nie możesz mnie zwolnić.
 Właśnie to zrobiłem. Bo co? Myślisz, że nie znajdziemy innego sprzedaw-
czyka, który będzie odbierał i wysyłał nasze listy?
 Za dużo wiem.  Trevor zaczerwienił się, nagle zaschło mu w gardle.
 Masz o sobie za duże mniemanie. Nie jesteś aż tak cenny.
 Owszem, jestem. Wiem, co tu się dzieje.
 My też, ważniaku. Cała różnica polega na tym, że my już siedzimy w wię-
zieniu, a ty jeszcze nie. To ty masz najwięcej do stracenia. Będziesz się stawiał,
to wylądujesz po tej samej stronie stołu, co ja.
Trevor zamknął oczy. Głowa pękała mu z bólu. Nie miał siły się z nim wy-
kłócać. Po jaką cholerę siedział tak długo U Pete a? Ze Spicerem trzeba ostrożnie
i na trzezwo. A on był zmęczony i na wpół pijany.
Zciany zawirowały i poczuł, że zaraz zwymiotuje. Pół miliona na cztery? Sto
dwadzieścia pięć tysięcy. Przedtem zgarnąłby sto sześćdziesiąt siedem  kłócili
161
się raptem o czterdzieści dwa tysiące dolarów. Sto sześćdziesiąt siedem i sto dwa-
dzieścia pięć  szczerze mówiąc, obie kwoty były bardzo atrakcyjne. Nie, nie
mógł ryzykować. Miał tylko kilku klientów, a i tych zdołał do siebie zrazić. Co-
raz mniej czasu spędzał w kancelarii, do nikogo nie oddzwaniał. Odkrył o wiele
bogatsze zródło dochodów, więc po cholerę mu drobnica?
Poza tym Spicer to za silny przeciwnik. Ten potwór nie miał sumienia. Był
skryty, złośliwy i rozpaczliwie pragnął odłożyć tyle, ile tylko się da.
 Beech i Yarber też są za tym?  spytał, doskonale zdając sobie sprawę, że
są, i że nawet gdyby nie byli, nigdy by się o tym nie dowiedział.
 Oczywiście. Odwalają całą robotę. Dlaczego miałbyś zarabiać więcej od
nich?
Fakt, to trochę nie fair.
 Dobrze, już dobrze  mruknął, wciąż walcząc z upiornym bólem głowy.
 Nie bez powodu wsadzili was do więzienia.
 Czyżbyś za dużo pił?
 A skąd! Bo co?
 Bo się na tym znam. Wyglądasz tragicznie.
 Wielkie dzięki. Ty zajmij się swoimi sprawami, ja się zajmę swoimi.
 Zgoda, ale pamiętaj, że pijanego adwokata nikt nie zatrudni. Powierzamy
ci duże pieniądze, lewe pieniądze. Chlapniesz coś w barze i będzie po herbacie.
 Dam sobie radę.
 To dobrze. Uważaj na siebie. Wyciągamy od ludzi tysiące dolarów, robimy
im krzywdę. Na ich miejscu kusiłoby mnie, żeby tu przyjechać i trochę popytać.
 Za bardzo się boją.
 Tak czy inaczej, miej oczy szeroko otwarte. Musisz być trzezwy i czujny.
 Dziękuję za radę. Jeszcze coś?
 Tak, zakłady.  A więc do interesów. Spicer otworzył gazetę i zaczęli
obstawiać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl