[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wszelkie myśli o Rianie ulotniły się z mojej głowy, gdy poddałam się
jego ciepłym pieszczotom. Czułam, jak krąży wokół nas energia
żywiołów, ale było to miłe i łagodne wrażenie.
- Co za piękna noc - szepnął mi w kark. Pokiwałam głową, nie śmiąc
nic powiedzieć.
- Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim?
Zacisnęłam powieki, wtuliłam się w niego i odszepnęłam:
- Wiem.
Powiem mu, co się stało, naprawdę mu powiem. Ale nie dziś.
Rozdział 11
Zdemaskowana
Siedziałam na kanapie w salonie między tatą a Petrą, a na kolanach
trzymałam olbrzymią misę popcornu. Obecność Petry strasznie mi
działała na nerwy, z wielką ulgą zostałam jednak w domu, gdy tata uparł
się, że musimy spędzić trochę czasu  całą rodziną". Dzięki temu będę
mogła się trzymać z dala od Riana. Próbowałam się skupić na
fajerwerkach, które serwowano nam właśnie w jakimś najnowszym
telewizyjnym hicie, ale trudno mi było, bo za moją głową tata cały czas
trzymał dłoń Petry.
Ześlizgnęłam się z kanapy i usiadłam po turecku na podłodze, żeby
Petra i tata mogli się spokojnie przysunąć do siebie. Tata był szczęśliwy,
szczęśliwszy niż kiedykolwiek... od śmierci mamy. I mimo tej naszej
upiornej babskiej rozmowy sprzed kilku tygodni musiałam przyznać, że
Petra była w zasadzie w porządku. Siedząc tak w ciemności, z tatą i Petrą
zajętymi sobą i filmem, zaczęłam się bawić popcornem - za pomocą
żywiołu podnosiłam po jednym i kazałam mu płynąć ku moim ustom.
Rozgryzłam ziarnko i uśmiechnęłam się.
Przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Adam wspomniał kiedyś, że
może kontrolować temperaturę wody. Skoro jemu udawało się to z jego
żywiołem, to być może ja mogę robić to samo z powietrzem. Nigdy
jeszcze nie próbowałam, ale to mogłoby wyjaśniać tamten przedziwny
wypadek z trawą. Może ja ją po prostu spaliłam. Przeszukałam popcorn
i znalazłam surowe ziarenko. Położyłam je sobie na dłoni i
spróbowałam ocieplić powietrze wokół niego. Kukurydza napuchła
raptownie, aż podskoczyłam, ale na szczęście tata z Petrą niczego nie
zauważyli. Fajnie!
Położyłam dłoń nad miską i spróbowałam tej samej sztuczki na
większą skalę. Miska zadrżała od strzelających ziarenek. Zaśmiałam się
cicho, ale śmiech zamarł mi na ustach, gdy usłyszałam szept Petry:
- Skończyłaś już tę zabawę? Mogę trochę popcornu?
- Jasne. - Bałam się spojrzeć jej w oczy. W głowie zahuczało mi od
gonitwy myśli. Przecież to niemożliwe, żeby coś zauważyła.
Powiedziałaby coś, prawda?
Następnego poranka jednocześnie nie mogłam się już doczekać
wizyty u DeRisów i okropnie się jej bałam. Ponieważ niedzielę miałam
spędzić w domu na  integracji rodzinnej" z Petrą i tatą, Fionn zaplanował
świąteczną kolację na sobotę, żebyśmy mogli spędzić trochę czasu razem.
Najlepsze było niby to, że tata i Petra też wychodzili tego wieczoru, więc
mogłam zostać u DeRisów na noc. Będę miała świetną okazję, żeby się
przyznać do wszystkiego Adamowi. Wiedziałam, że muszę mu
powiedzieć o Rianie, choć mnie to przerażało. Gdy zasiedliśmy do stołu,
okazało się jednak, że nie tylko ja jestem spięta. Rian milczał, wzrok miał
spuszczony. Prawa strona jego twarzy była opuchnięta i posiniaczona.
Chciałam spytać, co mu się stało, ale Aine spojrzała na mnie
ostrzegawczo.
Matthew, który nagle wrócił do roli troskliwego narzeczonego, prosił
o rozliczne dokładki i popijał je imponującymi ilościami wina. Zdawał się
zupełnie nie dostrzegać napiętej atmosfery przy stole.
W końcu ja i Adam podziękowaliśmy i wstaliśmy od stołu. Aine i
Matthew nadal musieli grać przed Hugh zakochaną
parę, ale my wymknęliśmy się do miasta buzującego wielkanocną
energią. Główną ulicę zalewała muzyka i radosne odgłosy dochodzące z
pubów. Przed nami na środku drogi stał zespół folkowy, a wokół tańczyli
ludzie. Adam pociągnął mnie w boczną uliczkę, żeby uciec przed tym
całym chaosem. Wreszcie pojawiła się okazja, na którą czekałam.
- Adamie, muszę ci o czymś powiedzieć.
- O czym? - Podniósł na mnie wzrok.
- Hm. Może zacznę od początku. Widzisz... - Nagle Adam stanął jak
wryty i pociągnął mnie za rękę. - Co jest? - spytałam, rozglądając się
wokół.
Przyłożył palec do ust i wskazał mi coś po drugiej stronie ulicy, gdzie
dwie mewy walczyły o paczkę czipsów. Wzruszyłam ramionami.
- Mewy? Pokręcił głową.
- Nie, za nimi.
Wciągnął mnie za jakiś samochód i kazał przykucnąć. Wpatrywałam
się w parking, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. I dopiero wtedy
zobaczyłam, co ma na myśli. Chloe. W pierwszej chwili w ogóle jej nie
poznałam. Miała ciemne okulary i kapelusz, a jej długie nogi opięte były
bardzo obcisłymi dżinsami i obute w kozaki z czarnej skóry. Opierała się
o czarne bmw i rozmawiała z jakimś mężczyzną. Zalała mnie fala
różnych emocji, ale głównie poczucia, że dałam się tak łatwo
wystrychnąć na dudka. Jednak to Adam miał rację. Ta kobieta na pewno
nie ma siedemnastu lat.
Roześmiała się głośno i ręką w rękawiczce wetknęła sobie kosmyk
włosów z powrotem pod kapelusz. Zmiech urwał się, gdy spojrzała w
naszą stronę.
- Cholera - syknął Adam i pochyliliśmy się jeszcze niżej.
- Widziała nas? - szepnęłam, wstrzymując oddech.
Adam przekradł się kawałek dalej i spojrzał przez okno samochodu.
- Nie, chyba nie.
Wysunęłam się ostrożnie i patrzyłam, jak Chloe całuje mężczyznę w
oba policzki, po czym wsiada do samochodu. Zawarczał silnik. Odjechała
szybko, a przyciemniane szyby kryły ją już teraz przed naszym
wzrokiem.
- Kim ona w ogóle jest? - wybąkałam, bojąc się wstać z kucek.
- Nie mam pojęcia. Chodz. Sprawdzmy, dokąd zmierza ten facet. -
Adam pomógł mi wstać i poszliśmy za mężczyzną, który zaprowadził nas
aż na przybrzeżną drogę do mariny. Tam wyciągnął z kieszeni klucze,
obejrzał się za siebie, a potem wszedł do budynku przy marinie. Był to
dom, w którym mieszkała Chloe.
Adam wyciągnął telefon z kieszeni i postukał w ekran.
- Aine, przyjdz do miasta. I wez ze sobą Randela. Będziemy na
nabrzeżu przed galerią pod numerem 41. - Rozłączył się i spojrzał na
mnie. - Potrzebujemy jej wzroku.
Aine pojawiła się już po kilku minutach. Miała przy sobie nie tylko
Randela, ale i Matthew.
- Co jest grane?
- Widzieliśmy Chloe. Wygląda na to, że niezła z niej ak-toreczka.
Wyjechała właśnie z miasta w beemce i wyglądała raczej na dwadzieścia
siedem niż siedemnaście lat.
Aine zamarła.
- O, cholera.
- Zanim odjechała, dała klucze jakiemuś facetowi. Poszliśmy za nim.
Doprowadził nas do tamtego budynku. - Adam wskazał jej drzwi.
- Chcesz, żeby Randel poleciał i się tam rozejrzał - domyśliła się Aine.
Adam pokiwał głową, a Randel przysiadł na murku za Aine.
Zamknęła oczy i gawron od razu pofrunął w kierunku budynku, po czym
przycupnął na parapecie wysoko nad nami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl