[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wspomnienia. Mój ojciec prawdopodobnie dał ci ją po śmierci matki na pamiątkę, nie
wiedząc, że matka zamierzała... Ech, mniejsza o to. Dałeś nam niezwykle cenny prezent.
Dziękuję.
- Chyba zle zrozumiałeś, Hartley. - W oczach Lionela wyraznie widniało rozbawienie.
- To był prezent wyłącznie dla twojej żony. Ode mnie dla niej. W uznaniu miłych wspólnych
wspomnień. Nie wiedziałeś o nas?
Samo określenie  my", w odniesieniu do Lionela z Samantha, wzbudziło w Hartleyu
głęboki niesmak.
- Sześć lat temu byliśmy parą - powiedział Lionel. - Popełniliśmy nawet pewną
niedyskrecję i po części przez to doszło do zerwania moich zaręczyn z kuzynką Samanthy,
obecną lady Thornhill i twoją sąsiadką. Można by powiedzieć, że się kochaliśmy, Hartley.
Tak, tak, oboje byliśmy zakochani po uszy. Musiałem od niej odejść, bo papa uznał, że moja
nieobecność w kraju jest bardziej pożądana niż obecność, a ja za nic nie chciałem sprowadzić
na nią niesławy. Była niewinna, sam rozumiesz. Jestem pewien, że w noc poślubną
zadowoliła cię swym dziewictwem, hm?
Uniósł brwi, ale nie czekał na odpowiedz.
- Złamałem jej serce - powiedział. - Coś mi się zdaje, że miała o to do mnie pretensje.
Może nawet uzasadnione. To hańba dla mężczyzny być odpowiedzialnym za zerwanie
własnych zaręczyn. Gdy wróciłem tej wiosny, nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. A
jednak przeraziła ją siła uczuć, które wciąż do mnie żywi. To dziwne, Hartley, nie sądzisz, że
taka piękna kobieta pozostawała niezamężna w jej wieku? Nadarzyłeś się we właściwej
chwili, staruszku. Rzuciła ci się w ramiona i zaryzykuję twierdzenie, że czuje się w nich
bezpieczna. Przypuszczam, że słusznie, bo jak rozumiem, otaczasz ją wielką troską. Tego się
można po tobie spodziewać.
Niestety, tej historii Hartley nie mógł złożyć na karb złośliwości i bujnej wyobrazni
Lionela, aczkolwiek kuzyn opowiedział mu ją z niewątpliwie złośliwym zamiarem.
- Masz rację, Lionelu, otaczam ją troską - powiedział cicho. - A ty od tej chwili nie
będziesz wywlekał przeszłości na światło dzienne.
- Ej, Hartley. - Lionel zachichotał. - Gdybym dobrze cię nie znał, mógłbym pomyśleć,
że to grozba.
140
- Na pewno się dokądś śpieszyłeś, gdy zauważyłeś mnie z progu - powiedział markiz.
- Nie będę cię dłużej zatrzymywał, Lionelu. Dziękuję ci za życzenia.
- No, właśnie - zreflektował się Lionel. - Przypominasz mi o dobrych manierach,
Hartley. Najlepsze życzenia długiego i trwałego szczęścia.
Uśmiechnął się ciepło do Hartleya i hałaśliwej grupki mężczyzn, wciąż zebranych
przy stole, po czym opuścił salę.
- Na mnie też czas - powiedział markiz do przyjaciół, z trudem zdobywając się na
uśmiech.
- Zwięte słowa, żonka nie powinna być za długo spragniona męża - odezwał się
niezbyt trzezwy głos któregoś z biesiadników. - Twoje zdrowie, Carew. Za twoje nie ustające
siły witalne. Ze też po trzech dniach jeszcze stoisz na nogach. To jest wyczyn, przyjacielu.
- I tak walnie się do łoża, gdy tylko trafi do domu - powiedział ktoś inny, wzniesionym
kieliszkiem dołączając się do toastu.
- Wyjdę z tobą, Hartley - powiedział książę Bridgwater, wstając od stołu.
- Nie ma potrzeby - odparł markiz. - Pojadę prosto do domu.
Ale przyjaciel położył mu rękę na ramieniu i zszedł razem z nim na dół. Tam obaj
dostali z powrotem okrycia i laseczki i wyszli przed klub.
- Wiesz, Hartley, podsłuchałem - powiedział książę. - Niechcący. Najpierw nie
zdawałem sobie sprawy z tego, że to prywatna rozmowa.
- Trudno to nazwać rozmową - mruknął markiz.
- On zawsze był łajdakiem - stwierdził Bridgwater, i zrównał krok z Hartleyem,
dostosowując się do jego nierytmicznego chodu. - Za to, co zrobił lady Thornhill i samemu
Thornhillowi, powinno się go zastrzelić. Thornhill okazał wielką, choć godną pożałowania
powściągliwość, że nie wyzwał tego typa na pojedynek. Naturalnie lady Thornhill i bez tego
miała dość kłopotów. Bardzo się cieszę, że ilekroć widzę ich w mieście od tamtej pory,
wydają się bardzo zadowoleni.
- Są więcej niż zadowoleni - odparł markiz. - Natomiast ja nie wiem, co się wtedy
stało, i nie chcę wiedzieć. To dawne dzieje.
- Temu łobuzowi udało się powiązać przeszłość z terazniejszością - powiedział książę.
- Pamiętaj, Hartley, na imię lady Carew nigdy nie padł nawet cień skandalu. Radzę ci nie
wierzyć w nic, co ten człowiek powiedział. Najwyrazniej w tym roku zagiął na nią parol, więc
bardzo się rozezlił, gdy obdarzyła przychylnością ciebie. Londyn jest pełen mężczyzn
141
wściekłych dokładnie z tego samego powodu. Na szczęście pozostali są ludzmi honoru.
Wezmy na przykład Knellera. Starał się o nią nie pierwszy sezon. A ona wybrała ciebie, choć
mogłaby wybrać tuzin innych, wcale nie gorzej sytuowanych.
Markiz uśmiechnął się.
- Nie musisz bronić przede mną mojej żony. Jestem mężem damy. Wiem, dlaczego
zgodziła się na małżeństwo. Szanuję ją i ufam jej. I nie chcę z tobą więcej o tym rozmawiać.
Małżeństwo stanowi prywatną sprawę dwojga ludzi.
- Toteż nie będę się mieszał - powiedział smutno książę. - Ale powinieneś zobaczyć
swoją twarz, Hartley. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl