[ Pobierz całość w formacie PDF ]

udają wampiry. Ale każdy gość, który spróbuje mnie ugryzć w szyję, dostanie kolanem w
jaja szybciej, niż zdąży powiedzieć  Transylwania .
Jack spojrzał na nią ponuro.
115
- Nie wierzysz mi.
- Myślę, że próbujesz mnie nastraszyć, żebym zrezygnowała z tego zadania. Właściwie
powinnam być wkurzona, ale zdaję sobie sprawę, że się o mnie martwisz, bo nie jestem ci
obojętna.
- Ja cię kocham.
Serce ścisnęło jej się w piersi. Mogła tego słuchać w nieskończoność.
- Ja też mam dla ciebie wiele ciepłych uczuć, ale...
- Laro. - Zrobił krok w jej stronę.
- Ale... - Podniosła rękę, żeby go zatrzymać. - Nie pozwolę się kontrolować ani
manipulować.
- Merda. Ja próbuję cię utrzymać przy życiu. To jest zdeprawowany wampir.
- Nie ma czegoś takiego!
- One chcą, żeby ludzie w to wierzyli. Używają kontroli umysłów, by wszyscy wierzyli, że
nie istnieją naprawdę, że są tylko zmyślonymi potworami. Ale żywią się ludzmi, a potem
wymazują ich wspomnienia. To się dzieje od stuleci.
Lara dostała gęsiej skórki.
- Skąd tyle wiesz o wampirach? Skąd wiesz, że Apollo jest jednym z nich? Znasz go?
- Nie, nie znam. Ale rozpoznaję oznaki. Apollo pojawią się tylko po zachodzie słońca.
Potrafi kontrolować ludzkie umysły i kasować wspomnienia. Dysponuje nadludzką siłą i
szybkością. Potrafi się teleportować.
Lara gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Opisujesz siebie.
Jack się skrzywił. W jego oczach błysnęła niepewność. Lara zatoczyła się do tyłu i padła na
kanapę. Boże, on nie zaprzeczał. Albo był kompletnym wariatem, albo naprawdę był...
- Nie - szepnęła. - Nie. Wampiry nie istnieją.
Spojrzał na nią ze smutkiem.
- Dlaczego miałbym kłamać w taki sposób? Co mógłbym na tym zyskać oprócz twojego
obrzydzenia?
Nerwowo zaczerpnęła powietrza i przycisnęła dłonie do oczu. Przez jej głowę zaczęły
przelatywać wspomnienia. Nigdy nie widziała, żeby jadł. Nigdy nie mogła się z nim
skontaktować w ciągu dnia. W jego łazience nie było lustra. Na oknach wisiały grube
żaluzje. Miał ponad dwieście lat. Pracował w fabryce wytwarzającej syntetyczną krew.
Wszystkie elementy układanki miała przed sobą, ale nie potrafiła ich dopasować, bo nie
wiedziała, jak wygląda obrazek. Spodziewała się portretu superbohatera. Nie potwora.
%7łołądek się w niej wywrócił. Boże, całowała się z nim. Pozwalała, żeby jej dotykał, żeby
się z nią kochał. Zakryła usta, z których wyrwał się jęk.
- Laro. - Jack zrobił krok w jej stronę. Wcisnęła plecy w oparcie kanapy. Jego twarz
zbladła.
- Santo cielo. Nie bój się mnie. Nigdy bym cię nie skrzywdził.
- Chyba powinieneś już iść.
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy.
- Nie. - Oczy zapiekły ją od łez. O czym on chciał jeszcze rozmawiać? Zakochała się w
potworze. Ależ była głupia.
Zmarszczył brwi.
- Teraz wiesz, kim jest Apollo. To wyłącznie sprawa wampirów. Pozwól mi się nią zająć.
Zawrzał w niej gniew.
- Jak śmiesz. Tu nie chodzi tylko o Apolla. Wszystkie jego ofiary są ludzmi, więc nie mów
116
mi, żebym się odwaliła. I nie spodziewaj się, że uwierzę w troskliwe potwory.
Zesztywniał.
- Nie wszyscy jesteśmy zli, Laro.
- Chcę, żebyś się wyniósł.
Potarł czoło.
- Teraz jesteś w szoku. Za kilka dni będziemy mogli porozmawiać.
- Idz sobie!
Opuścił rękę. W jego oczach błysnął ból i smutek. Zamigotało i Jack zniknął. Jack
zmaterializował się w lesie otaczającym Romatech. Ruszył w stronę bocznych drzwi.
Gdyby tylko umiał się zmaterializować bez serca. W piersi czuł taki ból, że trudno mu
było oddychać.
Oparł przedramię o gruby pień drzewa, pochylił się do przodu i położył czoło na ręce.
Zamknął oczy i przez jego mózg zaczęły przelatywać obrazy - uczucia malujące się na
twarzy Lary. Szok, groza, obrzydzenie, gniew. Zupełnie jak u kobiet z jego przeszłości.
Stracił Larę.
 Musisz mieć wiarę, Giacomo , przypomniały mu się słowa ojca Giuseppe.
Ale jak? Był stworem ciemności, uwięzionym w piekielnym kręgu. Jak mógł mieć wiarę?
Tracił Larę, tak jak stracił tamte kobiety. Ile lat cierpiał po ich stracie? A Beatrice - jej utrata
była taką torturą. Zawsze się zastanawiał, czy ona by go zaakceptowała, ale umarła, zanim
zdążył jej powiedzieć. Umarła w samotności, przekonana, że on ją opuścił.
Merda! Huknął pięścią w drzewo. Nie opuści Lary, nawet jeśli ona go nienawidziła. Nie
pozwoli, żeby zginęła.
Jeśli Apollo trzymał się swojego zwykłego rozkładu, porwie kolejną ofiarę w ostatnią
sobotę czerwca. To dawało Jackowi mnóstwo czasu, aby namierzyć tego drania i go
wyeliminować. Potem będzie mógł wyczyścić umysły policji i FBI, by po sobie posprzątać,
i cały ten koszmar się skończy.
Lara będzie bezpieczna. Musiał tylko mieć wiarę. I pomoc kilku dobrych przyjaciół. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl