[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy może w twoim pokoju? Przypuszczam, że tam zabierasz Jake'a, gdy do
niego wróciłaś.
Był bardzo blisko. Umykała mu, usiłując dostać się do drzwi. Greg
wyciągnął jednak ramię i chwycił ją, przytrzymując za długi warkocz.
Stanęła w miejscu, a on przyciągnął ją do siebie, aż jej twarz znalazła się tuż
koło niego.
- Co znowu? - spytał, utkwiwszy w niej piorunujący wzrok. - Z pewnością
Jake nie zaspokoił całkowicie twoich pragnień.
- Och! - gniew zastąpił strach Mickey. Próbowała się wyślizgnąć, ale jego
uchwyt był zbyt silny. - Jak śmiesz? To moja sprawa, co robię.
Szczęka Grega wysunęła się groznie i lekko potrząsnął Mickey.
- Nie popychaj mnie za daleko - ostrzegł ją. - Teraz to moja sprawa.
- Pozwól mi odejść. - Uświadomiła sobie, że pod warstwą gniewu i strachu
rodzi się w niej pożądanie. Potrzebowała go, pragnęła tak bardzo jak on jej.
Ale nie miała zamiaru tego ujawnić..
- Nie masz szansy - powiedział, przyciągając ją do siebie. Próbowała
kopać, ale był szybszy. Jedną ręką przytrzymywał ją, a drugą bezlitosnym
uściskiem chwycił jej podbródek. Usiłowała odwrócić głowę, uniknąć jego
ust, ale to nie pomogło. Przycisnął ją obu ramionami do siebie.
Gwałtownie dotknął ustami jej warg. Pocałunek był szorstki, brutalny.
Wargami ranił jej usta, aż poczuła krew. Ale jej żądza rosła. Bez względu na
to, że nie miał dla niej szacunku, że ją wykorzystywał, traktował jak
przedmiot, pragnęła go. Pragnęła przez te wszystkie nieszczęsne noce i dni.
Nie mogła jednak pozwolić, by wziął ją w taki sposób. Zacisnęła wargi,
usiłując stłumić szaleństwo swej krwi. Jej ciało mogło reagować
prymitywnie, jak jego, ale ciągle rozporządzała rozsądkiem. Mogło nie udać
jej się stłumić pożądania, ale mogła z tym walczyć. I walczyć z nim. Nie
była przedmiotem gotowym do użycia, była człowiekiem, który czuł, i x tym
Greg powinien się liczyć.
Wreszcie uwolnił jej usta, a ona mogła podjąć dalszą walkę. Na to
zareagował szorstkim śmiechem. Przytrzymując ramieniem, objął ją wpół.
RS
110
Prawe ramię ciągle krępował i nie puszczał lewej dłoni. Odwrócił ją trochę, z
łatwością, jakby była szmacianą lalką, i zanurzył dłoń w rozcięciu bluzki,
bezbłędnie sięgając do jej piersi.
- Powiedz, że mnie nie pragniesz - odezwał się. - Spróbuj zaprzeczyć.
Mickey walczyła do utraty tchu.
- Co ty sobie wyobrażasz? Kim jesteś?
- Myślę, że jestem mężczyzną - burknął, nie przestając pieścić jej piersi. -
Mężczyzną, który cię pożąda.
Starała się nie zwracać uwagi, że osłabły jej kolana. Doskonałe wiedział,
jak doprowadzić ją do takiego stanu.
Nie! - krzyknęła, by dodać swoim słowom siły. - Nie możesz mnie mieć.
Nie w ten sposób!
- Dlaczego nie, do diabła? Co przez to rozumiesz? - Wpijał się okrutnie
placami w jej dłoń. - Co za różnica? Nic się nie zmieniło od czasów Nowego
Jorku. Ci sami ludzie pożądający się wzajemnie.
Ciągle próbowała się uwolnić z jego uścisku.
- To nie to samo. Ja nie chcę.
Zaśmiał się nieprzyjemnie, a jego śmiech podziałał na jej nerwy.
- Ależ tak, chcesz jak diabli. - Dłoń Grega dotarła do klamry jej paska.
Zastanowiła się chwilę. Czy puściłby ją, gdyby zaczęła go prosić, błagać?
- Pozwól mi odejść - powiedziała. Ale on rozpiął jej dżinsy, próbując je
zsunąć. - Pozwolę ci odejść, jak skończę - powiedział ponuro, rozglądając się
wokoło.
Patrząc, gdzie się rozglądał, zadrżała. W kącie leżała sterta świeżej, słomy.
Dziko walczyła z nim, ale choć była silna, jej wysiłki były daremne.
Zciągnął do końca jej dżinsy, a za nimi figi.
Następnie uniósł ją i delikatnie rzucił na słomę. Czuła ukłucia słomy na
nagich plecach i pośladkach. Teraz zaczęła walkę nogami, lecz to nic nie
dało. Usiłowała wbić palce w jego plecy, ale chroniła go gruba koszula.
Rzuciła się na niego z pięściami, także bezskutecznie.
- Możesz krzyczeć - powiedział - a tymczasem jego ręka ślizgała się po jej
białych udach. - Krzycz i przywołaj swoją matkę. Nie sądzę jednak, byś to
zrobiła. Czyżbym się mylił?
Ciało Mickey drżało pod jego dotknięciami. Choć był gniewny, jego ręce
były delikatne. Dotarły do jej najczulszych miejsc, wymagały poddania się.
Z ust wyrwał jej się jęk i opuściła bezwładnie ramiona.
RS
111
Usłyszała, jak rozpina klamrę spodni, ale jego ciężar na niej nie zelżał i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl