[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Cóż, chłopcze - rzekł stracharz. - Lepiej już rugzajmy Ktoś inny będzie musiał zająć
się ciałem, bo my mamy swoje zadanie. Co do ciebie, dziewczyno, je-sli wiesz, co dla ciebie
dobre, pójdziesz z nami. A teraz posłuchaj mnie i to bardzo uważnie, bo to, co ci zaproponuję,
to twoja jedyna nadzieja. Jedyna szansa uwolnienia się od tego stwora.
Alice uniosła głowę i spojrzała na niego okrągłymi oczami.
I - Wiesz, w jakim znalazłaś się niebezpieczeństwie? Chcesz znów być wolna? - spytał.
Przytaknęła.
- Zatem podejdz tutaj! - polecił surowo. Alice posłusznie podeszła do niego.
- Gdziekolwiek jesteś, Mór czyha niedaleko. Na razie zatem lepiej chodz ze mną i z
chłopakiem. Wolę wiedzieć mniej więcej, gdzie jest ta bestia, niż pozwolić, by krążyła
swobodnie po Hrabstwie, siejąc grozę wśród uczciwych ludzi. Posłuchaj mnie zatem bardzo
uważnie. Na razie ważne jest, żebyś niczego nie widziała i nie słyszała - dzięki temu Mór
niczego się od ciebie nie dowie. Ale wiedz, że musisz uczynić to sama, z własnej woli. Jeśli
oszukasz choćby odrobinę, skończy się to zle dla nas wszystkich.
Otworzył torbę i zaczął grzebać w środku.
312
313
- To jest przepaska - oznajmił, unosząc szeroki pa. sek czarnego materiału i
demonstrując go Alice. - za. łożysz ją?
Alice skinęła głową i stracharz uniósł ku niej lewą rękę dłonią do góry.
- Widzisz? To woskowe zatyczki do uszu.
W każdej z nich tkwił mały srebrny ćwiek, ułatwia-jacy wyciągnięcie wosku.
Alice przyjrzała im się z powątpiewaniem, potem jednak posłusznie przekrzywiła głowę,
pozwalając, by stracharz ostrożnie wsunął pierwszy woskowy korek. Potem zrobił to samo z
drugim i mocno obwiązał przepaską jej oczy.
Ruszyliśmy w drogę, kierując się na północny wschód. Stracharz prowadził Alice za łokieć.
Miałem nadzieję, że nie miniemy nikogo. Co by sobie pomyśleli? Z pewnością
przyciągnęlibyśmy wiele niechcianych spojrzeń.
B
ył dzień, toteż Mór na razie nam nie zagrażał, bo podobnie jak większość stworów mroku,
ukrywał się pod ziemią. A ponieważ zasłoniliśmy oczy Alice i zatkaliśmy jej uszy, nie mógł
dłużej patrzeć na świat jej oczami i słuchać tego, co mówimy. Nie wiedział nawet, gdzie
jesteśmy.
Spodziewałem się kolejnego dnia forsownego marszu i zastanawiałem się, czy zdołamy
dotrzeć do Hey-sham przed zmrokiem, lecz ku mojemu zdumieniu, stracharz poprowadził nas
ścieżką do dużej farmy. Czekaliśmy przy bramie, słuchając ujadania psów,
które mogłoby zbudzić umarłych. Stary farmer kuś tykał ku nam wsparty na lascez troską
malującą Sję na twarzy.
- Przepraszam - wychrypiał. - Bardzo mi przykr0 ale nic się nie zmieniło. Gdybym miał
cokolwiek spłaciłbym dług.
Okazało się, że pięć lat wcześniej stracharz uwolnił farmę owego mężczyzny od niesfornego
bogina i wciąż nie otrzymał zapłaty. Teraz jej zażądał, ale nie chodziło mu o pieniądze.
Po pół godzinie siedzieliśmy już na wozie, zaprzężonym w jednego z największych
roboczych koni, jakiego kiedykolwiek widziałem. Powoził syn farmera. Nim jeszcze
ruszyliśmy, ze zdumieniem spojrzał na Alice z przepaską na oczach.
- Przestań się gapić na dziewczynę i skup się na własnych sprawach - warknął stracharz
i chłopak szybko odwrócił wzrok.
Wiózł nas z wyraznym entuzjazmem, rad, że przez kilka godzin może odpocząć od swych
obowiązków, i wkrótce przemierzaliśmy już boczne drogi na wschód od Caster. Stracharz
kazał Alice położyć się na wozie i przykrył ją słomą, by nie przyciągała wzroku innych
podróżnych.
gez wątpienia koń przywykł do większych cięża-j^w, bo mając na wozie tylko naszą trójkę,
szybko całował naprzód. W dali widzieliśmy miasto Caster j zamek, gdzie wiele czarownic
zginęło po długich procesach. Mieszczanie ich nie palili, tylko wieszali, toteż, jak mawiał mój
ojciec, wspominając marynar-skie czasy, zmieniliśmy kurs i okrążyliśmy miasto szerokim
łukiem. Wkrótce zostało z tyłu, a my przejechaliśmy przez most nad rzeką Lunę, a potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl